Od redakcji

Wstęp

prof. dr hab. n. med. Jerzy Sikora

Katedra i Klinika Perinatologii i Ginekologii SUM, Katowice

Ginekologia po Dyplomie 2014;16(3):1-2

Szanowni Państwo,
Drogie Koleżanki i Koledzy!

Niestety mamy już za sobą serię tzw. długich weekendów i różnorodnych świąt, które przynajmniej dla tych koleżanek i kolegów, którzy nie musieli dyżurować, były czasem niezbędnego przecież oddechu i chwilą odpoczynku od codziennej gonitwy i normalnych zajęć. W wolnych chwilach, a mam ich, jak sądzę, tak jak i Państwo naprawdę niewiele, pojawia się jednak refleksja, że gdyby tych wszystkich świąt nie było, to zapewne wciąż pracowalibyśmy, zmierzając na nasze oddziały i do gabinetów, diagnozując, operując, wypełniając wszystkie obowiązki ze sprawnością automatu. Pojawiło się więc w polskiej medycynie zjawisko pracoholizmu. Wiąże się ono zapewne z transformacją ustrojową i – jak to można zaobserwować po 25 latach jej trwania – rozwija się znakomicie, pochłaniając bez wyjątku wszystkich, w tym najmłodsze koleżanki i kolegów, którzy po kilku miesiącach pracy uświadamiają sobie, że jedyną nadzieją na lepszy poziom życia jest tak szybkie, jak to tylko możliwe, podjęcie pracy poza szpitalem, w ambulatorium. Dlaczego? Odpowiedź jest niezwykle prosta.  Mimo niewątpliwego postępu, jakim było częściowe urealnienie wynagrodzeń rezydentów (w wielu przypadkach ich pensja przewyższała jednak tę, którą otrzymywał mistrz i nauczyciel), nie można godnie żyć, utrzymując się jedynie z pieniędzy uzyskanych w szpitalu. Co ma począć lekarz utrzymujący rodzinę, mający małe dziecko i niepracującą żonę? Wyjeżdża z kraju lub zatrudnia się na wielu słabo opłacanych etatach. A obowiązkowe szkolenia? A udział w konferencjach naukowych, stanowiących najcenniejsze źródło wiedzy zarówno praktycznej, jak i teoretycznej? Młodych ludzi często na uczestnictwo w nich nie stać. Sądzę, że my wszyscy, doświadczeni już lekarze, kierownicy klinik, ordynatorzy czy właściciele dobrze prosperujących praktyk nie powinniśmy zapominać o młodych adeptach położnictwa i ginekologii i w miarę naszych możliwości udzielić im stosownej pomocy, aby mogli uczestniczyć w wielu organizowanych przede wszystkim dla nich przedsięwzięciach edukacyjnych na terenie naszego kraju.

Jestem przekonany, że trudno byłoby znaleźć pochlebne opinie dotyczące funkcjonowania polskiego systemu opieki zdrowotnej. Mimo nagłaśnianego medialnie i, jak to wynika z oficjalnych przekazów, ciągłego wzrostu nakładów na zdrowie wciąż niezadowoleni pozostają zarówno pacjenci, jak i lekarze oraz pozostały personel medyczny. Sumarycznie wiele miliardów złotych może robić wrażenie, lecz w porównaniu do krajów rozwiniętych to niestety jeszcze za mało, a i dystrybucja środków finansowych w obrębie poszczególnych specjalności budzi niestety wiele zastrzeżeń. Położnictwo i ginekologia nie należą do dziedzin szczególnie wyróżnionych, a wręcz przeciwnie, daleko nam do tzw. strategicznych społecznie czy wręcz politycznie specjalizacji, których uprawianie wydaje się być czystą przyjemnością, a napływające w ramach wysokich kontraktów środki pozwalają nie tylko na swobodną realizację często nielimitowanych usług, ale także na wygospodarowanie środków na zakup najnowszego sprzętu i aparatury medycznej. A jak na tym tle prezentuje się nasza specjalność? Wiemy! Katalogowe 35 punktów, które otrzymujemy za poród naturalny i cięcie cesarskie, to 1820 zł. Zrównanie punktacji dla obu sposobów rozwiązania ciąży miało w założeniu dopingować położników do preferowania porodów siłami natury i pozornie, jak to bywa z większością tego typu pomysłów, z punktu widzenia zarządzających ochroną  zdrowia rozwiązanie to sprawiało wrażenie racjonalnego. Jak wygląda praktyka? Epidemia cięć cesarskich, będąca między innymi wynikiem medialnego nagłaśniania i wręcz  piętnowania położników, musiała doprowadzić do istotnego wzrostu liczby tego typu zabiegów. Jak każda operacja, także i ta może wiązać się z bardzo kosztownym leczeniem wielu  powikłań, nie wspominając już o operacjach po uprzednio przebytym cięciu, jednym lub wielu. Bardziej doświadczone koleżanki i koledzy mogą bez końca relacjonować swoje  przeżycia operacyjne i opisywać dramaty, których następstw uniknięto dzięki ich wiedzy, doświadczeniu oraz przytomności umysłu. Niestety, to wszystko kosztuje! Zwiększona liczba cięć to wzrastające koszty.

W ostatnim czasie niestety „przewietrzono” katalog  usług neonatologicznych. Dotychczas udawało się bilansować w obrębie szpitala straty oddziałów  położniczo-ginekologicznych dobrą wartością kontraktów w zakresie neonatologii. Obecnie staje się to praktycznie niemożliwe. Przyjrzyjmy się ginekologii. Najczęściej wykonywany na wszystkich oddziałach ginekologicznych zabieg operacyjny to oczywiście histerektomia. W katalogu tzw. jednorodnych grup pacjentów (JGP) operacje te określono jako „Duże zabiegi górnej części układu rozrodczego” i wyceniono na 68 punków. Otrzymujemy więc sumę 3568 zł. Czy to dużo, czy mało? Oczywiście analizując wszystkie koszty, jakie wiążą się z  pobytem pacjentek na oddziale, często z licznymi towarzyszącymi schorzeniami, cenami leków, materiałów medycznych oraz bardzo drogimi usługami anestezjologicznymi, można zadać pytanie: ile z tej sumy po wypisaniu pacjentki do domu pozostaje na Państwa oddziale?

Najpoważniejszym moim zdaniem błędem osób tworzących katalog jest brak jakiejkolwiek polityki promującej nowoczesne metody terapeutyczne. Wiadomo, że macicę można usunąć drogą brzuszną, pochwową oraz metodą laparoskopową. Czy można lepiej przyczynić się do rozwoju nowoczesnych technik operacyjnych niż przez wyraźną finansową zachętę do ich stosowania? Histerektomia laparoskopowa jest trudną operacją, lecz współcześnie wykonywaną w wielu ośrodkach naszego kraju, znakomitą dla leczonych chorych. Zapewnia duży komfort pacjentkom. Większość po dwóch dniach jest już w domu i  szybko wraca do pełnienia obowiązków zawodowych. Operowanie tą techniką wymaga od operatora dużego doświadczenia i sprawności w polu operacyjnym oraz niestety – co w naszym kraju w wielu placówkach stanowi trudność nie do pokonania – dokonania zakupów odpowiedniego  sprzętu. Z czego zatem zaoszczędzić, aby wyposażyć oddział w niezbędną aparaturę? Z pieniędzy z kontraktu? To jest przecież niemożliwe. Zakupów centralnych od dawna brakuje. Pozostają więc starania o pozyskanie pieniędzy z różnego rodzaju  funduszy czy od sponsorów. Zagraniczne fundusze to loteria. Nie zawsze można spełnić niezbędne warunki i zmieścić się w zakresie celów, na jakie mają być wydatkowane środki  finansowe. Jeśli pokonacie Państwo te trudności i dysponując odpowiednim sprzętem zechcecie operować, używając, jak to bywa w większości cywilizowanych krajów świata, jednorazowych narzędzi np. do diatermii czy noża harmonicznego, ich jednorazowy koszt wyniesie ok. 2000-2500 zł, a operację tę wyceniono na 3568 zł. Jak więc uprawiać nowoczesną medycynę bez zapewnienia sobie odpowiednich środków finansowych? To pytanie retoryczne.

A jak radzi sobie społeczeństwo? Znakomicie. Czytam w jednym z najbardziej opiniotwórczych, codziennych publikatorów duży tytuł: „Na zdrowiu nie oszczędzamy”. W tekście same zaskakujące dane, jakby niezgodne z oficjalną tendencją niedokonywania  żadnych reform ochrony zdrowia ze względu na grożącą nam nierówność dostępu obywateli do rynku usług medycznych. Cytuję: „W ubiegłym roku wydaliśmy rekordowe 35 mld złotych na prywatną opiekę zdrowotną i leki. W efekcie nawet prywatne przychodnie zatykają się. Niektóre podnoszą ceny”. No to jak to naprawdę jest? Każda prywatna przychodnia czy praktyka uzyskuje przychody, ale także ponosi koszty swojej działalności. Mamy kasy fiskalne. Płacimy niejednokrotnie bardzo wysokie podatki. Zakup sprzętu, aparatury, materiałów medycznych czy czegokolwiek niezbędnego dla funkcjonowania gabinetów wiąże się z zapłaceniem podatku VAT w cenie tych wszystkich towarów. Ile jest w naszym kraju prywatnych placówek medycznych? Dziesiątki tysięcy (na ok. 2 500 000 wszystkich prywatnych firm). Jakie wpływy do budżetu generujemy? Ja o takich danych nigdy nie słyszałem.

Na zakończenie jestem winien Państwu bardzo serdeczne podziękowania za udział we wspaniałym z mojego punktu widzenia wydarzeniu naukowym, jakim był III Kongres Akademii po Dyplomie Stany nagłe – ginekologia i położnictwo, który odbył się w Warszawie w dniach 11-12 kwietnia br. Najważniejszym osiągnięciem jest to, że tworzymy już grupę przyjaciół, wykładowców i uczestników, która spotyka się w różnych miejscach naszego pięknego kraju, aby podyskutować o najważniejszych problemach i wyzwaniach naszej dyscypliny medycznej. Okazało się, iż dysponujecie Państwo szeroką wiedzą praktyczną, a w wielu przypadkach ogromnym doświadczeniem klinicznym, którymi szeroko dzieliliście się z nami w czasie naprawdę długich i pasjonujących dyskusji. Pragnę także w tym miejscu gorąco podziękować moim koleżankom i kolegom, wspaniałym wykładowcom za przygotowanie znakomitych wystąpień, a także uczestnikom za niczym nieskrępowaną dyskusję i aktywność. Wszyscy w czasie kongresu w Warszawie nauczyliśmy się bardzo wiele.

Zachęcam Państwa do lektury bieżącego numeru naszego czasopisma. Praktycznie wszystkie artykuły zapraszają wręcz do ich przeczytania, a wśród nich m.in. „Debata o rozdrabnianiu tkanek: co należy wiedzieć”, „Profilaktyczne usunięcie przydatków – przyszłość zapobiegania rakowi jajnika?”, „Zaburzenia odżywiania u nastolatek i młodych kobiet: konsekwencje dla zdrowia reprodukcyjnego”, „Wypadanie narządów płciowych miednicy – wybrane materiały i techniki obecnie stosowane”, „Badanie histopatologiczne łożyska: czy czas się nim poważnie zająć?”, jak również „Cięcie cesarskie u ciężarnych z chorobami układu krążenia”.

Do góry