Kraj

Gdynia: Czy ta fuzja wypali?

Adam Grzybowski

Łączą szpitale w Lublinie, Kielcach, Katowicach i w Gdańsku; w województwie opolskim i w dolnośląskim. Na Górnym Śląsku z kolei myślą, czy nie rozdzielić lecznic w Rydułtowach i Wodzisławiu. W Gdyni, po siedmiu miesiącach od konsolidacji zebrano już plony fuzji Szpitala Św. Wincentego a Paulo i Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni-Redłowie w spółkę Szpitale Wojewódzkie w Gdyni, zatrudniającą blisko 1600 osób. Jedna z trzech największych firm w mieście i trzecia co do wielkości spółka – szpital w województwie pomorskim ma m.in. kapitał sięgający 90 mln zł, w pierwszym półroczu tego roku uzyskano 1 mln zł zysku i przyjęto o ponad 10 proc. pacjentów więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Z danych na pierwszą dekadę sierpnia wynika, że oszczędności na etatach administracji osiągną w 2015 roku ok. 1,3 mln zł, a przychody ok. 180 mln zł.

Niestety, mniej budujące są skutki społeczne. W marcu jednym z pól sporów, pretensji i konfliktów było przeniesienie kardiologii ze Szpitala Morskiego i połączenie jej z bratnim oddziałem w Szpitalu Św. Wincentego. W maju kolejny problem wywołała decyzja o likwidacji w Redłowie Zakładu Patomorfologii i zlecenie wykonywania badań gdańskiemu szpitalowi Copernicusa Sp. z o.o. Zarząd tłumaczył tę decyzję trudną sytuacją finansową. Konkretnie brakiem 31 tys. zł na kupno nowej tzw. zatapiarki.

W pierwszym przypadku głośne protesty lekarzy, chorych oraz zaangażowanie władz miejskich nie odniosły skutku, ale drugą decyzję anulowano. Czy chodziło zatem wyłącznie o pieniądze?

W czerwcu zeszłego roku Hanna Zych-Cisoń, wicemarszałek województwa pomorskiego, przekonywała, że w wyniku konsolidacji powstanie silny podmiot, bardziej konkurencyjny na rynku świadczeń medycznych. Będzie miał szansę na tworzenie nowych profili specjalistycznych, w oparciu o kontrakt z NFZ, co powinno stać się kluczowym czynnikiem sukcesu spółki. Placówki zostaną sprofilowane – Szpital Morski w kierunku „planowym”, a Szpital Św. Wincentego w kierunku „ostrym”. Dzięki temu już na wstępnym etapie pacjentów będzie można kierować do odpowiedniej placówki.

Rok później oponenci fuzji, wśród nich kardiolog dr n. med. Jerzy Zadrożny, wiceprzewodniczący Pomorskiego Oddziału OZZL, twierdzili: – Jeśli mamy łączyć, łączmy z głową. Tymczasem powstał sztuczny twór złożony z dwóch szpitali, które do siebie nie przystają. Efekt jest taki, że niektóre oddziały się dublują, inne znikają, brakuje doświadczonej kadry i pomieszczeń, a gdy trzeba coś zrobić, zamiast racjonalnej argumentacji stosuje się topór.

Janusz Boniecki, prezes zarządu spółki Szpitale Wojewódzkie w Gdyni, nie ukrywa słabych stron podmiotu, którym kieruje.

– W okresie ostatniego uzgadniania kontraktów szpital w Redłowie poprzegrywał szereg konkursów, m.in. na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną. Byliśmy więc w bardzo niekomfortowej sytuacji, zwłaszcza z punktu widzenia pacjentów – mamy bardzo dobry oddział kardiologiczny bez poradni kardiologicznej. Teraz, po przeprowadzonych zmianach, mocną stroną stanie się leczenie kardiologiczne na europejskim standardzie i obszar położniczo-ginekologiczny, w przyszłości Centrum Opieki Pediatrycznej – mówi.

Z kolei publiczny spór związany z likwidacją patomorfologii prezes Boniecki tłumaczy wyeksploatowaniem aparatury i sprzętu w obu szpitalach, a genezę konfliktu jako pochodną tzw. pakietu onkologicznego. Niewydolna okazała się obsługa informatyczna Zakładu Patomorfologii, płynęły skargi ordynatorów na opóźnione wyniki. Zepsuta zatapiarka dopełniła łańcuch problemów. Ostatecznie urządzenie kupili i użyczyli szpitalowi sponsorzy, a badania dla zleceniodawców zewnętrznych przyniosą dodatkowe przychody przy jednoczesnym obniżeniu kosztów funkcjonowania zakładu.

Wiele wskazuje na to, że sedno nieporozumień związanych z gdyńskim szpitalnictwem stanowi „Model organizacji kompleksowej opieki zdrowotnej na terenie miasta Gdynia uwzględniający podmioty lecznicze Województwa Pomorskiego” wykonany na zlecenie urzędu marszałkowskiego przez PricewaterhouseCoopers. Władzom Gdyni nie przedstawiono i nie przekazano treści tego raportu, więc odnosiły się do niego wówczas, gdy następowało zaognienie sytuacji. Także skutki działalności spółki wiceprezydent Gdyni Bartosz Bartoszewicz kreśli z wielką ostrożnością: – System opieki nad chorym w pierwszej kolejności zawsze musi uwzględniać dobro pacjenta, a nie tylko kwestie ekonomiczne. Jeśli jednak dbałość o pacjenta będzie priorytetem dla władz spółki, to zasada ta nie musi okazać się nadrzędna i determinująca funkcjonalność podmiotu. Szpitale gdyńskie są w pełni własnością marszałka województwa pomorskiego. To on podejmuje wszelkie decyzje związane z ich działalnością i realizacją jego oczekiwań. Samorząd obserwuje i monitoruje bardzo szczegółowo wszelkie działania władz spółki i w sprawach budzących wątpliwości wnioskuje o wyjaśnienia.

Do góry