Protest ratowników grozi kryzysem

Część karetek nie wyjechała, pomogą strażacy?

Protest ratowników medycznych spowodował brak karetek w stolicy. Do wezwań wiele razy podrywany był śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z trzyosobową załogą na pokładzie.

Między innymi o godz. 13 maszyna lądowała w ścisłym centrum Warszawy, na placu Konstytucji, mimo że w pobliżu znajduje się baza karetek. Kolizja, do której zadysponowano śmigłowiec, okazała się niegroźna, nikt nie ucierpiał.

Łącznie do godz. 14 śmigłowiec latał pięć razy, dzień wcześniej - dziewięć.

Protest ratowników w stolicy trwa od trzech dni. Część z nich wypowiada umowy, część udaje się na zwolnienia lekarskie. Tak się dzieje w wielu miastach, dlatego tam także może brakować obsady w karetkach. 

Ratownicy sprzeciwiają się niskim wynagrodzeniom i złym warunkom pracy. Domagają się ustawy o Zawodzie i Samorządzie Ratowników Medycznych, a także nowelizacji Ustawy o systemie Państwowe Ratownictwo Medyczne.

Według TVN24 w środę do pacjentów nie wyjechało co najmniej 40 z 80 zespołów. Rzeczniczka wojewody mazowieckiego podała, że tego dnia nieaktywnych było 31 zespołów.

Ratownik Michał Gościński pytany przez TVN 24 o dramatyczną sytuację wyjaśnił, że rozmowy prowadzone od czterech lat nie przyniosły efektów. Ratownik za pracę w czasie odpowiadającym etatowi zarabia netto ok. 2 tys. zł. - Jesteśmy też ludźmi i też chcemy się, by nasze rodziny czuły się bezpiecznie. Informowaliśmy o proteście z miesięcznym wyprzedzeniem, więc nie jesteśmy odpowiedzialni za obecną sytuację. 

Ratownicy są zdeterminowany i zapowiadają eskalację protestu – kolejni z nich będą brać wolne i rezygnować z pracy. - Staramy się protestować tak, by jednak część karetek zabezpieczyć – mówił ratownik.

Tymczasem minister zdrowia Adam Niedzielski zapewnił, że sytuacja jest monitorowana. Zapowiedział, że w razie zagrożenia, stabilność systemu ratownictwa medycznego zapewnią np. ratownicy ze straży pożarnej.


id