Kraj

Nasza najdroższa depresja

Jerzy Dziekoński

W Anglii wyliczono: 1 funt zainwestowany w walkę z depresją przynosi 5 funtów zysku. A u nas?

Depresja jest jedną z najdroższych chorób na świecie, bo najczęściej dotyka osoby aktywne zawodowo w wieku 20-40 lat. Koszty, jakie ponosi z tego powodu polska gospodarka, idą w miliardy złotych, nie wspominając o kosztach leczenia.

Wyniki badań przeprowadzonych przez Uczelnię Łazarskiego pokazują, że choroba ta znajduje się w pierwszej dziesiątce schorzeń generujących najwyższe wydatki na świadczenia – na zwolnienia oraz renty chorobowe. Tylko w 2013 roku z powodu depresji druk ZLA przedstawiło pracodawcom niemal 94 tys. osób. Łącznie na 5,4 tys. dni! Najwięcej zwolnień dotyczy grupy wiekowej 30-59 lat. Związane z depresją koszty ZUS sięgają 762 mln zł rocznie. I jeszcze jedna statystyka: wyliczono, że rocznie tracimy w Polsce ok 25 tys. lat produktywności. Obok absencji chorobowej składa się na to również znaczne obniżenie produktywności osób, które nie leczą się i nie korzystają ze zwolnień lekarskich.

Koszty depresji

Okazuje się, że spadek wydajności pracy przez depresję u jednej osoby wynosi pięć-sześć godzin tygodniowo. Do tego należy doliczyć koszty, jakie rocznie ponosi NFZ na świadczenia (ok. 170 mln zł) oraz na refundację leków (110 mln zł).

Koszty pośrednie depresji porażają – według szacunków Uczelni Łazarskiego sięgają one od 1 mld do 2,6 mld zł rocznie!

Nie da się natomiast policzyć kosztów społecznych, osobistych tragedii powiązanych z chorobą. W ciągu kilku ostatnich lat odnotowano znaczny wzrost liczby samobójstw. Statystyki policyjne pokazują, że tylko w ciągu 2013 roku życie odebrało sobie w Polsce niemal 6,1 tys. osób. To niemal o 2 tys. więcej niż rok wcześniej. Dane dotyczące depresji nie pozostawiają złudzeń – od 40 do 80 proc. chorych ma myśli samobójcze, od 20 do 60 proc. podejmuje próby samobójcze, 15 proc. chorych skutecznie odbiera sobie życie. Dotyczy to 16 osób każdego dnia. Obecnie z powodu samobójstw notuje się w Polsce więcej zgonów niż z powodu raka piersi czy prostaty. Jeśli tendencja wzrostowa się utrzyma, już w 2020 roku depresja będzie drugą przyczyną śmierci osób w wieku produkcyjnym.

– Ludzie nie zabijają się z miłości – mówi dr n. med. Iwona Patejuk-Mazurek z Mazowieckiego Specjalistycznego Centrum Zdrowia im. prof. Jana Mazurkiewicza. – Pod wpływem choroby pacjenci gorzej oceniają własną sytuację i nie są w stanie znaleźć drogi wyjścia z problemów.

Co wpływa na to, że ludzie w wieku produkcyjnym zapadają na depresję?

– Niepewność zatrudnienia, stres związany z utrzymaniem pracy, stres wynikający z nastawienia na wyniki, zaburzenie równowagi między pracą i odpoczynkiem oraz niewłaściwa forma komunikacji w pracy – wylicza dr Patejuk-Mazurek.


Autorzy badań dotyczących depresji nie poprzestają na stwierdzeniu, że jest źle. Ordynują szereg zaleceń, które mogą obecny stan poprawić. Zależy to od kilku działań:

  • opracowania strategii prewencji, diagnostyki i leczenia depresji w Polsce,
  • utworzenia krajowego rejestru pacjentów z depresją,
  • uznania depresji za jednostkę priorytetową w obszarze chorób psychicznych,
  • wprowadzenia bardziej efektywnego modelu finansowania przez NFZ procedur związanych z leczeniem depresji,
  • opracowania przez ministra zdrowia i Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego we współpracy z krajowym konsultantem w dziedzinie psychiatrii mapy potrzeb zdrowotnych w zakresie leczenia depresji oraz opracowania programu prewencji rentowej dla pacjentów z depresją w celu zmniejszenia kosztów ponoszonych przez ZUS, związanych w szczególności z absencją chorobową i świadczeniami z tytułu czasowej niezdolności do pracy.

– W Polsce nie robiono takich wyliczeń, ale warto powołać się na dane angielskie: 1 funt zainwestowany w walkę z depresją przynosi 5 funtów zysku – mówi dr n. med. Piotr Wierzbiński z Kliniki Psychiatrii Dorosłych UM w Łodzi.

Do góry