Kontrowersje

Dziecko z okna życia – pacjent NN

Alicja Giedroyć

NN S (syn) i NN C (córka) – tak w dokumentacji medycznej figurowało dwoje noworodków, które w marcu tego roku trafiły do Kliniki Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu z okna życia. Procedury związane z nadaniem im tożsamości najwyraźniej szwankują, skoro wrocławskim instytucjom odpowiedzialnym za to zajęły one ponad półtora miesiąca. Bezimienni pacjenci mogliby już dawno opuścić szpital, ale bez ustanowienia opieki prawnej nie można uruchomić procedur adopcyjnych. Nie mają numeru PESEL, więc NFZ nie płaci za ich hospitalizację. Problemów, tych hipotetycznych i tych rzeczywistych, jest więcej, a większość z nich musi rozstrzygać personel szpitala. 

Gdy lekarz staje się opiekunem prawnym

We Wrocławiu okno życia prowadzą siostry boromeuszki. W ostatnich latach znalazło się w nim kilkanaścioro  noworodków, ale po raz pierwszy dwoje w jednym miesiącu, jedno po drugim w ciągu kilkunastu dni (chłopczyk 12 marca, dziewczynka 24 marca). System do pewnego momentu działa sprawnie: zakonnice mają monitoring, więc niemal natychmiast są w stanie zaopiekować się noworodkiem i udzielić mu pierwszej pomocy. Rutynowo wzywają policję i pogotowie, a potem informują służby pomocy społecznej. 

– Dzieci trafiają zwykle do szpitala nie później niż w ciągu godziny od pozostawienia w oknie życia, tak też było w tym przypadku – mówi dr hab. med. Barbara Królak-Olejnik, kierownik Kliniki Neonatologii USK we Wrocławiu. – Stan kliniczny i wygląd pępowiny wskazywały, że od urodzenia minęło nie więcej niż kilka godzin. Dzieci były wychłodzone, zostały zatem umieszczone w inkubatorach na oddziale patologii noworodka. W takich przypadkach, gdy nie mamy żadnych informacji o stanie zdrowia matki, musimy przeprowadzić badania w szerszym zakresie niż standardowo u noworodków. Poza rutynowymi badaniami biochemicznymi krwi obwodowej oraz morfologią pobieramy wymazy obwodowe (z gardła oraz odbytu). Wykonaliśmy u obojga dodatkowo: badania w kierunku zakażeń z grupy TORCH, w tym w kierunku HIV, kiły, toksoplazmozy, cytomegalii, a także badania obrazowe. Konieczne jest wykonanie ultrasonografii ośrodkowego układu nerwowego, serca oraz jamy brzusznej, a w razie nieprawidłowości poszerzenie diagnostyki.

Jedno z dzieci jest zdrowe, ale drugie, ze względu na liczne wady (lekarze z powodów etycznych nie chcą ich wyliczać) będzie wymagało opieki długoterminowej. Obecnie nie jest to stan zagrożenia życia, ale właśnie ten przypadek pokazuje, jak dziurawe lub niedostosowane do rzeczywistości są prawne regulacje w kwestii bezimiennych pacjentów.

– Dopóki sąd tego nie ureguluje, te dzieci nie mają opiekuna prawnego – podkreśla dr hab. Barbara Królak-Olejnik. – My, lekarze i personel medyczny sprawujący opiekę nad dziećmi, jesteśmy ich opiekunami faktycznymi, dlatego decydujemy o badaniach i leczeniu. Wątpliwości prawne pojawiają się w sytuacji, gdy dziecko wymaga bardziej inwazyjnych zabiegów, co przecież zawsze może się zdarzyć. Teoretycznie w takich przypadkach decyduje sąd rodzinny, który udziela zgody na zabieg. Ale co wtedy, gdy do sądu nawet nie dotarło zgłoszenie o istnieniu człowieka, który jest naszym pacjentem? A jeśli któreś z dzieci umrze, zanim zostanie mu nadana tożsamość, to czy zostanie pochowane także jako NN? Każde z tych dzieci jest przecież człowiekiem, te formalności nie powinny trwać tak długo.

Lekarze z USK opiekujący się noworodkami z okna życia wielokrotnie kontaktowali się z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej i wrocławskim sądem, choć to przecież nie ich rola. Informacje, jakie uzyskiwali, mogły szokować – minęło kilka tygodni od znalezienia noworodków, ale jeszcze żadna instytucja nie zajęła się problemem. Zdaniem kierownik Kliniki Neonatologii USK takiej opieszałości nie mogą usprawiedliwiać przepisy, bo według opracowanej procedury dotyczącej dzieci z okna życia powinna to być kwestia kilku dni od zawiadomienia sądu przez pracownika socjalnego, który informację o dziecku uzyskuje w momencie przekazania do szpitala (równocześnie informowane są bowiem policja, służby medyczne i socjalne).

Gdy nie ma oddzielnych aktów prawnych

Sytuacja prawna noworodków pozostawianych w szpitalu jest bardziej przejrzysta. Dziecko zostaje zarejestrowane w USC, ma imię i nazwisko i kiedy tylko przestaje potrzebować pomocy medycznej, może zostać przekazane do pieczy zastępczej, nawet gdy trzeba jeszcze czekać na zakończenie formalności związanych ze zrzeczeniem się praw rodzicielskich. W USK we Wrocławiu średnio raz w miesiącu matka zostawia noworodka. Jedno z takich dzieci, urodzone w połowie marca, już po dwóch tygodniach trafiło do rodziny zastępczej dzięki sprawnemu działaniu ośrodka adopcyjnego, z którym współpracuje szpital. 

Dwa lata temu Komitet Praw Dziecka ONZ wezwał Polskę do likwidacji okien życia, uznając, że naruszają one prawa dziecka. Rzecznik Praw Dziecka bronił wówczas ich istnienia, argumentując, że prawo do życia jest nadrzędne wobec prawa do tożsamości. Pogląd ten podziela szefowa Kliniki Neonatologii, która jest przekonana, że gdyby nie możliwość anonimowego zostawienia dzieci w takim miejscu, większość z nich byłaby skazana na śmierć. 

– Znam tylko jeden przypadek, gdy pozostawione w oknie życia dziecko miało ubranka, dokumentację medyczną i list z wyjaśnieniem motywów matki – mówi dr hab. Królak-Olejnik. – Większość jest zostawiana tuż po porodzie, z byle jak odciętą pępowiną, w pośpiechu. Gdyby nie okno, trafiłyby na śmietnik. Tymczasem przynajmniej część z nich znajduje nowe rodziny.  

W historii USK we Wrocławiu zdarzyło się po raz pierwszy, że w jednym czasie trafiło tu dwoje noworodków z okna życia. Kolejne łóżko na oddziale neonatologii zajmuje dziecko, które matka zdecydowała się zostawić w szpitalu. Jest jeszcze jeden noworodek, którego dalsze losy nie są pewne. Lekarze sądzą, że i on może nie wrócić do rodziny biologicznej.

– Cztery łóżka „socjalne” przez tak długi czas (ponad miesiąc) na oddziale to dla nas duży problem – dodaje kierownik Kliniki Neonatologii USK. – Dzieci są narażone na stały kontakt z pacjentem również chorym, bo przecież tacy też do nas trafiają. Ponadto wiele rodzin czeka na adopcje, dlaczego zatem dzieci, które nie mają rodziców, czekają tak długo? Szpital nie powinien być miejscem, w którym te maluchy całymi tygodniami oczekują na decyzje urzędniczej machiny. 

– Nie ma osobnych przepisów stosowanych wobec dzieci z okien życia – wyjaśnia sędzia Magdalena Wacowska z wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego Wrocław-Śródmieście, do którego ze względu na lokalizację trafiają sprawy wszystkich dzieci pozostawianych we wrocławskim oknie. – W takich przypadkach zastosowanie mają regulacje wielu aktów prawnych, począwszy od Kodeksu karnego, poprzez Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz Prawo o aktach stanu cywilnego. Jest też określona lokalna procedura wynikająca z porozumienia podpisanego we Wrocławiu przez kilka instytucji (kongregacja sióstr boromeuszek, sąd, policja, szpital, Wydział Zdrowia Urzędu Miejskiego, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, ośrodek adopcyjny). Procedura ta określa sposób postępowania każdej z nich wobec takiego dziecka.

Gdy czeka się na nadanie tożsamości

Łańcuch przepływu informacji między instytucjami jest jasno opisany i określony w dniach. Pierwszym elementem, który wpływa na długotrwałość takich spraw, jest konieczność przeprowadzenia przez policję czynności identyfikacyjnych. Musi sprawdzić, czy pozostawienie dziecka nie jest związane z przestępstwem i ma na to dwa miesiące. Dopiero po zakończeniu tego postępowania ośrodek adopcyjny zwraca się do sądu o ustanowienie opieki prawnej nad dzieckiem. Nadanie tożsamości odbywa się na kolejnym posiedzeniu dopiero na wniosek opiekuna prawnego. Jak zapewnia sędzia, pierwsze z opisanych dzieci miało ustanowioną opiekę prawną po dwóch dniach od wpłynięcia wniosku do sądu.

Dziecko NN nie może trafić do adopcji, ale zdaniem Magdaleny Wacowskiej, nie musi bez potrzeby przebywać w szpitalu, bo jeśli pozwala na to stan jego zdrowia, może zostać przekazane do instytucjonalnej opieki zastępczej (np. pogotowie opiekuńcze). Brak opiekuna prawnego powoduje jednak komplikacje w udzielaniu świadczeń medycznych.

– W stanie zagrożenia życia lekarze mają obowiązek je ratować, ale jeśli dziecko wymaga innych zabiegów, ratujących nie życie, lecz zdrowie, powinni się zwracać o zgodę do sądu – tłumaczy Magdalena Wacowska. – Brak tożsamości nie jest przeszkodą do jej wydania. Sąd określa wówczas pacjenta opisowo, np. „noworodek płci męskiej, zostawiony w oknie życia 12 marca”.

Jeśli dziecko NN umrze, jego pochówkiem zajmują się lokalne służby socjalne. Tożsamość w Polsce można nadać nawet pośmiertnie – jeśli służby wystąpią z takim wnioskiem.

Do góry