Bez mojej zgody

Mam zły PESEL

Opracowała: Iwona Dudzik

O tym, dlaczego do pomocy lekarzom uzależnionym potrzebny jest człowiek trochę nawiedzony, mówi dr n. med. Bohdan Woronowicz, psychiatra, specjalista i superwizor terapii uzależnień.

Długo zastanawiałem się nad tym, czy powinienem wracać do problemu, który był tematem mojego wywiadu dla „Medical Tribune” w 2016 roku, kiedy pełniłem funkcję pełnomocnika ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie. Wahałem się nie dlatego, żebym traktował ten temat jako mało ważny, lecz dlatego, że powrót do niego sprawia mi przykrość. Heraklit z Efezu mawiał: „Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”, a ja dodałbym jeszcze: strzeż się i unikaj tych, którzy cię kiedyś zawiedli. Po dłuższym zastanowieniu doszedłem jednak do wniosku, że o tak ważnym problemie trzeba mówić. Nie znam zbyt wielu szczegółów tego, co dzieje się dzisiaj z funkcjonowaniem pełnomocników, ale odnoszę wrażenie, że trochę się od tamtego czasu zmieniło, niestety nie na lepsze.

Startowaliśmy od zera

Pamiętam początek lat 2000. Problem uzależnienia lekarzy zaczął się pojawiać podczas dyskusji w samorządzie coraz częściej. Działo się tak głównie za sprawą kolegów, którzy po alkoholu bądź narkotykach popełnili przewinienie zawodowe lub błąd medyczny. Zazwyczaj sąd lekarski na pewien czas pozbawiał ich prawa wykonywania zawodu. Ale kiedy okres zakazu mijał, okazywało się, że niektórzy ukarani lekarze nie zmienili swojej postawy. Znowu pili albo ćpali (albo i jedno, i drugie) i leczyli pacjentów. Takich przypadków było sporo i stało się jasne, że Naczelna Izba Lekarska nie może dłużej pozostawać wobec nich obojętna. Problem należało rozwiązać w taki sposób, by nie dopuszczać do praktyki lekarskiej osób, które mogą zaszkodzić pacjentom.

Na przełomie 2006 i 2007 roku przekonałem ówczesnego prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej, dr. Konstantego Radziwiłła, do konieczności zajęcia się uzależnionymi kolegami lekarzami. Efektem była uchwała NRL rekomendująca powołanie pełnomocnika ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów w każdej izbie lekarskiej. Tak też się stało w większości izb, choć ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie we wszystkich.

Wiem, że są sukcesy. W paru izbach (na ogólną liczbę 24) zapoczątkowana przed laty praca wre, dzięki wielkiemu zaangażowaniu miejscowych pełnomocników i zrozumieniu problemu przez ich prezesów.

Jak zostałem pełnomocnikiem

Z początku tylko współpracowałem z samorządem jako pomysłodawca całego przedsięwzięcia. Ale po zakończeniu pracy etatowej w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie z wielką ochotą przystałem na propozycję podjęcia formalnej współpracy z wa...

Pełna wersja artykułu omawia następujące zagadnienia:

Pomagajmy sobie

W trakcie mojej czteroletniej kadencji pomogłem wielu kolegom z warszawskiej izby. Pomagałem także kolegom z innych izb, w sytuacjach, gdy nie [...]

Misja przerwana

W kwietniu 2018 roku, wraz z nastaniem nowej kadencji w samorządzie, moja misja została przerwana, a do tego w formie pozostawiającej [...]

Grzechem byłoby odpuścić

W wywiadzie w „Medical Tribune” sprzed trzech lat, opowiadając o mojej misji wyraziłem przekonanie, które podzielali koledzy z NIL, że funkcja [...]

Od kontroli nie ma odwrotu

Powinniśmy wiedzieć, jak o tę sferę dbają w USA oraz w wielu innych krajach i jak ostro pilnują tych spraw. Działają [...]
Do góry