ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Słowo wstępne
Słowo wstępne
prof. dr hab. n. med. Maria Barcikowska Redaktor Naczelna
Lato mieliśmy takie, że w ocieplenie klimatu można było uwierzyć bez najmniejszego wysiłku. Ostatnie gorące tygodnie spędziłam na urlopie, a w pierwszy poniedziałek tuż po nim niełatwo mi było wejść w tryb normalnej pracy. Cokolwiek by to oznaczało, trudno bowiem nazwać obecnie pracę w szpitalu „normalną”.
Niedawno boleśnie ćwiczyliśmy bardzo niejasną definicję wizyty pierwszorazowej. Po sprawdzeniu przez NFZ liczne wizyty wcale nie okazały się pierwszorazowymi. Diagnostyka na naszym oddziale jest jakby „nadspecjalistyczna”. Pozwalam sobie na ten dziwoląg słowny, ponieważ Ministerstwo Zdrowia uparło się, żeby nie wprowadzać referencyjności. Dlaczego? Bo nie!
Często zdarza się, że trafiają do nas chorzy ze skierowaniem od neurologa, który chciałby zasięgnąć naszej rady. Z racji licznych obowiązków sama przyjmuję wyłącznie pacjentów pierwszorazowych przysyłanych do nas z innych oddziałów neurologicznych. Okazało się jednak, że tylko jeden z konsultowanych przeze mnie chorych spełnia warunki NFZ. Mało tego, nasi pacjenci nie muszą być skierowani przez neurologa. Wystarczy, że w ciągu ostatnich dwóch lat byli u lekarza tej specjalności z powodu bólu lub zawrotów głowy albo bólu w krzyżu, aby naszą 45-minutową ocenę zaburzeń pamięci wycenić na 3 punkty. Nie mówiąc już o tym, że z powodu choroby zazwyczaj nie pamiętają oni, czy w ciągu ostatnich dwóch lat byli u neurologa. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, dlaczego tak jest. Oczywiście można się jakoś wyzwolić z uścisku idiotycznych przepisów. W jaki sposób? Tego nie mogę napisać. Zgodnie z przepisami trzeba tylko zrobić kilka niepotrzebnych badań. Badania naprawdę potrzebne, takie jak konsultacje psychologa czy psychiatry, rozlicza się z innej kieszeni. NFZ nie przewidział porad psychologa w poradni neurologicznej. Jego obecność uwzględnia się w poradni kardiologicznej, onkologicznej, a nawet geriatrycznej. W neurologicznej ministerstwo psychologa nie potrzebuje. Mam na ten temat dwie hipotezy. Pierwsza, może bardziej naiwna, to taka, że urzędnicy z ministerstwa kierują się sercem, a nie rozumem. Nie jest chyba jednak prawdziwa, kiedy ocenia się efekty ich działań. Zgodnie z drugą teorią ministerstwo uważa, że dusza ludzka mieszka w sercu, a nie w mózgu. Nie wiem, dlaczego specjaliści zajmujący się głównie zaburzeniami i patologiami mózgu nie mogą skorzystać z wiedzy psychologa. Komizm tej sytuacji jest zrozumiały wyłącznie dla urzędników ministerstwa. Jako prosty neurolog nie potrafię tego ogarnąć rozumem, a już na pewno nie sercem.
Pozdrawiam serdecznie!