Monitoring agresji nie zdał egzaminu

Ataków coraz więcej. Jak chronić lekarzy?

System Monitorowania Agresji w Ochronie Zdrowia uruchomiła Naczelna Izba Lekarska w 2010 roku, by ułatwić lekarzom przekazywanie informacji o napaściach zagrażających ich życiu i zdrowiu. Od początku działania do lipca 2018 roku w systemie zamieszczonych zostało tylko 255 zgłoszeń.

Jak pisaliśmy na podyplomie.pl wczoraj, w rzeczywistości skala problemu jest dużo większa, a lekarze skarżą się, że problem agresji się nasila. Mimo to wielu z nich w ogóle nie wpisuje się do systemu (wpisy są dobrowolne).

Samorząd lekarski zachęca nie tylko do rejestracji każdego przypadku agresji w systemie, ale także korzystania z pomocy radców prawnych współpracujących z izbami lekarskimi. Jedna z interwencji prawników Śląskiej Izby Lekarskiej, na terenie której doszło w ostatnim czasie do kilku poważnych incydentów, zakończyła się już prawomocnym skazaniem agresywnego pacjenta na karę pozbawienia wolności. Sprawa dotyczyła lekarki z pogotowia ratunkowego, która została pobita przez pacjenta w trakcie udzielania pomocy.

Samorząd lekarski sygnalizuje, że pobudzonych, wulgarnych, agresywnych pod wpływem alkoholu pacjentów spotyka się podczas niemal każdego dyżuru. Wielu z nich uważa, że powinni zostać natychmiast przyjęci i zbadani przez lekarza. – Staliśmy się dobrym materiałem, na który można przelać swoje złe emocje i frustracje. Do szpitala można przyjść, wszystkim naubliżać, a lekarz i tak przecież musi cię przyjąć. Niestety zdarza się coraz więcej aktów zagrażających życiu personelu. Często dochodzi do rękoczynów, pielęgniarki są bite i popychane. Najbardziej smuci fakt, że takie zdarzenia są przemilczane i traktowane jako element pracy – zauważa na stronie internetowej izby dr Tomasz Underman ze Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej.

Sytuację mogłoby poprawić przyznanie lekarzom ochrony należnej funkcjonariuszowi publicznemu. Znieważanie funkcjonariusza jest przestępstwem, wówczas prokurator z urzędu rozpoczyna postępowanie. Za wyzwiska grozi grzywna lub do roku więzienia, za naruszenie cielesności nawet do trzech lat pozbawienia wolności. Lekarze obecnie mają ochronę przynależną funkcjonariuszowi publicznemu tylko w ściśle określonych sytuacjach – gdy chodzi o wykonywanie procedur bezpośrednio ratujących życie. Jeśli dyżurują w szpitalach lub pracują w przychodniach, mogą jedynie dochodzić swoich praw sami na drodze sądowej. Agresja ze strony pacjentów to także jeden z głównych powodów braku lekarzy chętnych do pracy na izbach przyjęć i SOR-ach.

– To praca podwyższonego ryzyka. Przyszedł do nas kiedyś do pracy dobry chirurg i po jednym dniu zrezygnował. Powiedział, że w życiu tyle się nie nasłuchał, jakim to jest złym człowiekiem jak podczas tych 12 godzin. Akurat trafił na taki dyżur, gdzie było do zaopatrzenia wielu pijanych i trzy osoby po dopalaczach – kontynuuje dr Tomasz Underman.

Przypomnijmy, że samorząd lekarski apelował do Sejmu i Senatu o zmianę przepisów tak, aby lekarzom w trakcie wykonywania czynności zawodowych przysługiwała ochrona prawna należna funkcjonariuszom publicznym. Jednak 5 lipca 2018 roku podczas nocnego głosowania posłowie odrzucili wszystkie poprawki samorządu lekarskiego do projektu ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw, w tym także tę traktującą o przyznaniu wszystkim lekarzom i lekarzom dentystom ochrony przynależnej funkcjonariuszom publicznym.

INK