Izolacja zakażonych stała się fikcją

Służby sanitarne słabo radzą sobie ze wzrostem zakażeń

Szereg przykładów świadczących o tym, że nad rozprzestrzenianiem się pandemii coraz trudniej zapanować, podaje „Rzeczpospolita”. Według relacji wychowawczyni jednego z warszawskich przedszkoli, o dodatnim wyniku testu u jednej osoby wiadomo było od wtorku, a sanepid zamknął przedszkole dopiero w czwartek. W środę dyrektorka 34 razy dzwoniła na telefon interwencyjny przeznaczony dla oświaty, ale numer był zajęty. W ramach pomocy przedszkole otrzymało tylko ozonator do sali.
Podobnych historii według gazety są tysiące. Po kontakcie z osobą z pozytywnym wynikiem testu albo nie można się dodzwonić do sanepidu, albo na próżno czeka się na kontakt z jego strony. Część takich osób w końcu miała wykonany test, inne po 10 dniach samoizolacji uznały, że już nie zakażają. Wszyscy jednak narzekają, że izolacja zakażonych to fikcja.
Warszawski lekarz mający koronawirusa przekazał sanepidowi listę osób, z którymi miał kontakt. Jednak inspektorzy zadzwonili tylko do dwóch pierwszych osób z listy – jego teściów.
Inna osoba wracająca z Mińska, kiedy poczuła się gorzej, sama zgłosiła się do szpitala. Kazano jej czekać na kontakt ze szpitala, który nigdy nie nastąpił.
Przyrost zakażeń w Polsce już za miesiąc osiągnie poziom ok. 200 tys. osób dziennie – podała „Gazeta Wyborcza”, powołując się na obliczenia specjalistów z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW.
Według szacunków naukowców wykrywane są przypadki objawowe, tymczasem faktycznych przypadków jest ok. 9 razy więcej. Rzeczywisty przyrost zakażeń wynosi dziś dwadzieścia parę tysięcy dziennie. Liczba chorych, a także hospitalizowanych, podłączanych do respiratora i zgonów podwaja się mniej więcej co 12 dni.

id