Będą brać lekarzy w kamasze?

Rząd nie spieszy się z wprowadzeniem stanu nadzwyczajnego

– Na razie nie ma powodu, by wprowadzać w Polsce stan nadzwyczajny. Jeśli jednak sytuacja bardzo się pogorszy, może się to okazać konieczne – powiedział w poniedziałek wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS) w odpowiedzi na coraz częstsze spekulacje na ten temat. Jego zdaniem rząd świetnie przygotował Polskę na drugą falę pandemii.
Po tym jak w związku z nasilającą się pandemią od 10 października cały kraj został objęty strefą żółtą, a 32 powiaty i 6 miast znajdują się w strefie czerwonej, padają pytania o to, co dalej. Spekuluje się, że jeśli liczba zakażonych gwałtownie wzrośnie, zostanie ogłoszony stan klęski żywiołowej.
Wicemarszałek Terlecki powiedział w TVN24, że w tej chwili nie ma ku temu powodu. – Jak obserwujemy inne kraje, widzimy, że tam, gdzie wprowadzono stan wyjątkowy, to niewiele w sumie zmieniło, jak na Słowacji czy w Czechach. Natomiast gdyby sytuacja naprawdę bardzo się pogarszała, to taka konieczność może się okazać konieczna – zapowiedział.
Z wypowiedzi marszałka wynika, że rząd najprawdopodobniej nie pali się do tego rozwiązania, bo zdaje sobie sprawę, że to tylko w teorii pozwoliłoby na mobilizację lekarzy do pracy. W praktyce najważniejszego problemu, którym jest zapewnienie obsady w szpitalach covidowych, tego rodzaju przymus by nie rozwiązał. Przeciwnie – mógłby pogorszyć sytuację.
Lekarze już teraz pracują z pełnym zaangażowaniem, a jeśli lekarz jest zakażony lub w kwarantannie – to stan wyjątkowy tego nie zmieni.
Przypomnijmy, że wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł na początku epidemii w Polsce pod karą wysokiej grzywny próbował zmusić personel medyczny do pracy w DPS-ach. Doprowadziło to do skandalicznych sytuacji powołań lekarek w ciąży, matek małych dzieci, medyków z grupy podwyższonego ryzyka z racji chorób przewlekłych i zakończyło się kompromitacją wojewody.

id