NFZ dzwoni do przychodni, udając pacjenta

„Telefoniczna weryfikacja dostępności do świadczeń”

O fali kontroli NFZ polegającej na dzwonieniu do przychodni POZ i podawaniu się za pacjentów ostrzega Porozumienie Zielonogórskie.
Jeśli kontrolerom nie udaje się od razu dodzwonić lub umówić na wizytę tego samego dnia, świadczeniodawcy otrzymują pisma z groźbą kar umownych „z tytułu niezapewnienia bieżącej rejestracji świadczeniobiorców”. Takie akcje od kilu tygodni zgłaszają podmioty POZ z różnych regionów kraju – informuje Porozumienie Zielonogórskie. Akcja wywołuje oburzenie. – Oderwanym od rzeczywistości urzędnikom przydałby się choć tygodniowy staż w rejestracji przychodni POZ, mogliby nie tylko nam pomóc, ale i poznać realia pracy w czasie pandemii – mówią kontrolowani świadczeniodawcy.
W piśmie do jednej z przychodni terenowy departament kontroli NFZ informuje, że kontroler dodzwonił się do rejestracji dopiero za czwartym razem i nie mógł umówić się na wizytę w tym dniu, co oznacza „utrudniony kontakt z placówką”. Następnie pojawia się groźba kary umownej oraz wniosek o zmianę organizacji pracy „w sposób umożliwiający telefoniczny kontakt z placówką i bieżącą informację”.
– To szczyt bezczelności, żeby w takim ciężkim okresie pisać do nas tego rodzaju pisma – oburza się szefowa przychodni, której sprawa dotyczy. Zgodnie jej relacją, pacjent (czyli kontroler NFZ) telefonujący po południu otrzymał informację, że może umówić się na teleporadę lub w razie potrzeby osobistą wizytę następnego dnia. – Pracujemy w ekstremalnych warunkach, odbieramy i wykonujemy dziesiątki telefonów dziennie, nie wspominając o osobistych wizytach pacjentów, więc nic dziwnego, że nie zawsze się można dodzwonić przy pierwszej próbie – dodaje lekarka.
Zwraca też uwagę, że wyznacznikiem jakości pracy jest liczba udzielonych porad, a nie to, czy w danej chwili można się dodzwonić do przychodni. A liczba ta jest znacznie wyższa w porównaniu z ubiegłym rokiem. – Ponadto Ministerstwo Zdrowia ani NFZ nie poczyniły żadnych kroków, aby zaopatrzyć nas w narzędzia i wytyczne odnośnie do lepszego kontaktu telefonicznego. Nie uwzględnia się np. przeciążeń sieci, awarii itp. Wielu z nas pracuje po kilkanaście godzin dziennie, zatrudnia dodatkowy personel, żeby pacjentom łatwiej było się dodzwonić, a NFZ traktuje nas w ten sposób? – mówi szefowa wspomnianej przychodni.
Andrzej Zapaśnik z Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia „Porozumienie Zielonogórskie” i jednocześnie szef dużej przychodni przeanalizował czas telefonicznych połączeń przychodzących w swojej placówce w porównaniu z ubiegłym rokiem miesiąc do miesiąca. Od wiosny tego roku jest ich nawet dwukrotnie więcej.
– A zestawienie to nie obejmuje rozmów wychodzących, których też jest znacznie więcej, bo przecież pracownicy dzwonią do pacjentów, by poinformować ich np. o zleceniach czy wynikach badań – dodaje Andrzej Zapaśnik. Jak tłumaczy, oczywiste jest, że skoro jest więcej teleporad, bywają sytuacje, w których trudniej się dodzwonić czy też czas oczekiwania na wizytę się wydłuża. Jednak pacjenci z objawami infekcji przyjmowani są tego samego dnia, a najpóźniej w dniu następnym.
W jego opinii zarówno tego typu kontrole, jak i grożenie karami świadczą o tym, że urzędnicy żyją w równoległej rzeczywistości. Nie dostrzegają, że przychodnie pracują w sytuacji katastrofy medycznej, którą pogłębia jeszcze wszechobecny w różnych instytucjach chaos. Dzięki temu, że POZ działa, katastrofa nie jest totalna.
Szef Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia podkreśla, że najbardziej przykre są akcje „telefonicznej weryfikacji dostępności do świadczeń” przeprowadzane w małych praktykach POZ, w których w czasie pandemii pracuje się ponad siły.

id