Analiza

Nie pytaj, co izba robi dla ciebie

O świętowaniu i codzienności z dr. n. med. Maciejem Hamankiewiczem, prezesem Naczelnej Izby Lekarskiej, rozmawia Iwona Dudzik

Święto 25-lecia odrodzenia samorządu lekarzy i lekarzy dentystów, które Naczelna Rada Lekarska zorganizowała 5-6 grudnia 2014 r., odbyło się w atmosferze kontrowersji i krytyki. W ramach wydarzenia, które patronatem objął prezydent RP Bronisław Komorowski, w Warszawie odbyły się debaty i sesje poświęcone najważniejszym problemom w ochronie zdrowia po 1989 r. Wątpliwości wzbudziły wydatki na obchody. Emocje podgrzewały niedawne podwyżki miesięcznej składki, którą lekarze płacą na samorząd.

Small 9011

MT: Pamięta pan atmosferę towarzyszącą przemianom w 1989 r., które doprowadziły do odrodzenia się zlikwidowanej przez komunistów w 1952 r. korporacji zawodowej lekarzy?

DR MACIEJ HAMANKIEWICZ: To był wielki, upragniony przez lekarzy przełom. Środowisko lekarskie nigdy nie pogodziło się ze zlikwidowaniem izby. Ideę przywrócenia demokracji życia społecznego podtrzymywały m.in. Polskie Towarzystwo Lekarskie i NSZZ „Solidarność”.

17 maja 1989 r. uchwalono ustawę o izbach lekarskich, która pozwoliła reaktywować samorząd lekarski w tym samym czasie, gdy powstawał nowy rząd. Nasze obchody jubileuszowe to powrót do tamtych chwil i wydarzeń, takich jak wyzwolenie Europy z jarzma sowieckiego, upadek muru berlińskiego i wyprowadzenie wojsk sowieckich z Polski.

MT: Coś zostało z tej atmosfery?

M.H.: Przekonanie, że samorząd lekarski jest elementem wolnej Polski i symbolem państwa demokratycznego.

MT: W jakiej sytuacji byli wtedy lekarze?

M.H.: Kiedy rozpoczynałem pracę zawodową w 1979 r., pensje lekarskie nie przekraczały 8 dolarów miesięcznie. Nie było tomografii komputerowej, specjalistycznego sprzętu, nowoczesnych karetek. Szkolenia za granicą dla większości pozostawały w sferze marzeń. Dziś ochrona zdrowia i medycyna wyglądają zupełnie inaczej. Powoli dobijamy do cywilizowanego świata.

MT: Co lekarze będą świętować jako największy sukces ostatniego ćwierćwiecza?

M.H.: Najważniejszym sukcesem było przejście od systemu budżetowego do budżetowo-ubezpieczeniowego za czasów premiera Jerzego Buzka i ministra Wojciecha Maksymowicza. Uwolniło to ochronę zdrowia od przepychanek budżetowych. Inna ważna zmiana to dostęp do leków i nowych metod leczenia. Dzisiaj jesteśmy w stanie leczyć na takim samym poziomie, jak na Zachodzie. Co prawda środków jest stale za mało, jednak w latach 80. nie było ani pieniędzy, ani leków.

MT: Co najbardziej frustruje dziś lekarzy?

M.H.: To, że widzą potrzeby pacjentów, i wiedzą, jak im pomóc, ale system im to uniemożliwia. Co ciekawe, ci sami lekarze, kiedy opuszczają nasz kraj, a zrobiło tak 10 proc. kolegów, za granicą są bardzo chwaleni i obdarzani wielkim zaufaniem. W Polsce natomiast nie cieszą się ani prestiżem, ani zaufaniem. Może więc jest to wina systemu?

MT: W jaki sposób system utrudnia lekarzom wykonywanie pracy i wpływa na ich wizerunek?

M.H.: Zawód lekarza w Polsce jest zbyt zbiurokratyzowany. Czas zajmuje wypełnianie papierów, sprawozdań do NFZ. Badania przeprowadzone przez NIL wykazały, że połowa lekarzy jest zmuszana przez administratorów do różnych ograniczeń, w tym dotyczących leczenia. Przy tym zapanowała wśród pacjentów wręcz moda na żądanie wysokich odszkodowań. Niepokój i brak zaufania napędzają też niefortunne słowa polityków, np. kiedy minister mówi, że doszliśmy do ściany w procesie etyki, że zagubiliśmy się w pędzie, że nadchodzi taki moment, w którym musimy spojrzeć uczciwie sami na swoje środowisko. Nieszczęścia się zdarzają, ale minister nie może stać na czele pochodu przeciwko lekarzom i mówić, że „system jest dobry, tylko postępowanie lekarza było złe”.

To wszystko zaowocowało zmniejszeniem prestiżu zawodu lekarza w Polsce i tym, że lekarze wolą wyjechać tam, gdzie pracuje im się lepiej.

MT: Jak obecnie żyje się lekarzom w Polsce?

M.H.: Izba przeprowadziła badanie wśród lekarzy – spytała, jak oceniają swój status materialny. Okazało się, że 58 proc. uznaje dochody ze swojej praktyki za dobre lub bardzo dobre. Z drugiej strony jest duża grupa, głównie pracująca w zadłużonych szpitalach, która nadal wynagradzana jest słabo.

Przed przemianą ustrojową prawie wszyscy żyli w ogromnym niedoborze, a pytany o podwyżki dla lekarzy Władysław Gomułka odpowiadał, że nie muszą ich dostać, bo „sobie poradzą”.

MT: Co miało największe znaczenie dla poprawy sytuacji materialnej lekarzy?

Do góry