Raport

Zadyszka na szybkiej ścieżce?

Jerzy Dziekoński

Szybka ścieżka onkologiczna działa płynnie i bez najmniejszych zakłóceń tylko pod flamastrem Henryka Sawki. Rzeczywistość ma już mniej wspólnego z promocyjną kreskówką. Pierwsze tygodnie wdrażania nowego systemu pokazały, że w pakiecie, obok nielimitowanych świadczeń, pacjenci i lekarze otrzymali sporą dawkę dezinformacji i zamieszania.

Na początku roku w gabinetach lekarzy POZ wystawiono niewiele kart onkologicznych. Chętnie za to zakładali je onkolodzy i lekarze innych specjalności. Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann ogłosił więc, że karty przed diagnozą mogą wydawać lekarze rodzinni, zaś jedynie pacjentom zdiagnozowanym – onkolodzy i lekarze innych specjalności.

Wyprawka do wyboru

– Wszyscy pacjenci chorzy na nowotwory mają założone karty onkologiczne. Każdy nowy chory, który przyjmowany jest do szpitala bez karty onkologicznej, ma ją zakładaną u nas. Trzeba jednak dodać, że trafiają do nas chorzy z rozpoznaniem, na tzw. diagnostykę pogłębioną lub leczenie. Odpada więc dylemat, czy możemy wystawić kartę DiLO, czy nie – mówi prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż, dyrektor Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie, do którego trafia 75 proc. przypadków raka płuca z województwa mazowieckiego. – Niewielu chorych trafia do nas z kartą onkologiczną wystawioną przez lekarza POZ. Po trzech tygodniach stycznia można ich policzyć na palcach. Zdarzają się też osoby, które dostają od lekarzy POZ wyprawkę: kartę onkologiczną, skierowanie do ambulatorium oraz skierowanie do szpitala. Do wyboru, do koloru. Mieliśmy pacjenta, który właśnie taki komplet nam pokazał. Lekarze rodzinni nie mają motywacji, żeby wystawiać karty onkologiczne, i dochodzi do takich sytuacji jak na Pomorzu, gdzie ludzie zgłaszali się do onkologów z prośbą o wystawienie tej karty. Na początku stycznia przychodzili także do nas i pytali, gdzie można je pobrać, by wypełnić.

Prof. Wiktor Jędrzejczak, szef Kliniki Chorób Wewnętrznych, Hematologii i Onkologii SPCSK w Warszawie zauważa, że ministerialne założenie, iż onkolog może wystawić zieloną kartę tylko pacjentom już zdiagnozowanym, pomija ważną część polskiego lecznictwa, czyli sektor prywatny.

– Sytuacja jest zróżnicowana w różnych lokalizacjach. Tam, gdzie lekarz rodzinny jest jedyny w okolicy, naturalnie można w ten sposób skanalizować diagnostykę. Natomiast w miastach znaczna część badań odbywa się poza systemem, z pominięciem lekarza rodzinnego. Wielu ludzi ma abonamenty w różnych prywatnych przychodniach, omija kolejki, idzie do lekarzy prywatnie i tam pojawia się podejrzenie nowotworu – wyjaśnia prof. Jędrzejczak.

Jest jeszcze inny problem – techniczny.

– Docierały do nas sygnały z całego kraju, że przez pierwsze dwa tygodnie lekarze mieli problemy z systemem informatycznym. Nie byli w stanie zalogować się do systemu NFZ i wydrukować kart onkologicznych pacjentom. Ale wiadomo, jak każdy system, ten także musiał sprawdzić się w boju – mówi Szymon Chrostowski, prezes Obywatelskiego Porozumienia na rzecz Onkologii.

A może się wycofać

Zdaniem prof. Jędrzejczaka pakiet onkologiczny jest kompletnie nieprzystosowany do hematologii i pacjentów z nowotworami krwi. Potwierdza to również prof. Mieczysław Komarnicki, konsultant ds. hematologii województwa wielkopolskiego oraz kierownik Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.

– Niestety dyrekcja szpitala zgodziła się na realizację pakietu onkologicznego. Gdyby ode mnie to zależało, na 100 proc. wycofałbym się z niej – przyznaje prof. Komarnicki. Dlaczego? – Bolączką hematologii jest niewydolność. Mamy niewiele łóżek, mamy zbyt wąskie kanały diagnostyczne. Żadne zaklinanie rzeczywistości, żadna zielona karta tego nie odczaruje. W tej chwili w kolejce do kliniki czeka się dwa-trzy miesiące. Zapisy do poradni robimy już na luty 2016 roku. Natomiast ministerstwo składa pacjentom obietnicę szybkiej ścieżki onkologicznej, której nie jest w stanie dotrzymać. To wywołuje frustrację i agresję skupiającą się na nas – wyjaśnia konsultant wojewódzki.

Sytuacja nie wynika ze złej woli kierownictwa kliniki. Barierą są fizyczne ograniczenia – szpital dysponuje 60 łóżkami, a przyjął w ubiegłym roku 6 tys. pacjentów. Wykonano tam 116 przeszczepów, w poradni przyjęto zaś ponad 13 tys. chorych!

Podobnie jest w całym kraju.

– Przyjmowanie w pierwszej kolejności pacjentów z zieloną kartą oznacza dyskryminację tych, którzy czekają od miesięcy w kolejkach. Co mamy zrobić w takiej sytuacji? – rozkłada ręce prof. Komarnicki. Klinika poznańska nie jest jedyną w kraju, która chciałaby odrzucić pakiet. Prof. Dariusz Wołowiec, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii, poinformował już o trudnej sytuacji Ministerstwo Zdrowia.

Z mglistą diagnozą

Specjaliści mają też dużo wątpliwości dotyczących jakości wypełnionych kart onkologicznych. – Zdarzają się karty z wpisami typu: „Podejrzenie nowotworu krwi”. I to wszystko. Ze względu na niewydolność hematologii powinni do nas trafiać pacjenci, u których już ze stuprocentową pewnością stwierdzono nowotwór – mówi prof. Mieczysław Komarnicki.

Prof. Jacek Fijuth, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, uważa, że winne są szkolenia onkologiczne, które przeprowadzano w pośpiechu tuż przed godziną zero.

– Myślę, że docelowo model, w którym lekarz rodzinny jest sitem odławiającym pacjentów z nowotworami, powinien zacząć dobrze funkcjonować. Osobnej dyskusji powinien podlegać temat przygotowania lekarzy do pełnienia tej roli. Szkolenia były przeprowadzone zbyt szybko i w zbyt scentralizowany sposób – mówi prof. Fijuth.

Potwierdzają to sami lekarze rodzinni. Porozumienie Zielonogórskie w ciągu pierwszego miesiąca funkcjonowania szybkiej ścieżki onkologicznej, przy udziale lekarzy specjalistów, przygotowało adresowany do ministra zdrowia dokument, który zawiera listę niedoróbek pakietu. Podstawowe zarzuty dotyczą braku standaryzacji i zgodności pakietu z wytycznymi towarzystw naukowych, w tym z tzw. cancer planem.

– W systemie brakuje standardów postępowania przy poszczególnych rodzajach nowotworów. Brakuje szkoleń dla lekarzy POZ i wytycznych diagnostycznych. Nie ma określonych jednoznacznych kryteriów rozpoznania choroby dla każdego rodzaju nowotworu. To oznacza szereg wątpliwości, np. przy podejrzeniu raka płuca: czy mamy oprzeć się na diagnostyce obrazowej, czy zlecić dodatkowe badania, np. histopatologiczne – wylicza dr Andrzej Zapaśnik, wiceprzewodniczący Pomorskiego Związku Pracowników Ochrony Zdrowia i ekspert Porozumienia Zielonogórskiego. – Pakiet nie zakłada także badań kontrolnych po terapii, jak również całkowicie pomija leczenie paliatywne. Pojawiają się też wątpliwości dotyczące działania konsylium czy uprawnień koordynatora opieki onkologicznej – dodaje.

Do góry