Edukacja

Polska (uczelnia medyczna) tylko dla Polaków

Agnieszka Kasperska

Samorząd lekarski nie chce zwiększania liczby miejsc dla cudzoziemców na uniwersytetach medycznych. Przedstawiciele szkolnictwa twierdzą, że to przejaw ksenofobii.

O zwiększenie limitów ubiegała się w tym roku większość uczelni medycznych. Zgodnie z projektem rozporządzenia, które przygotowało Ministerstwo Zdrowia w porozumieniu z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, na studia lekarskie mogłoby pójść o 677 osób więcej. Limit przyjęć na studia stacjonarne zostałby zwiększony o 394 miejsca, a na studia niestacjonarne – o 183. Co więcej, 100 dodatkowych miejsc przewidziano dla osób, które chcą studiować (stacjonarnie lub niestacjonarnie) w języku innym niż język polski. Na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie oznacza to wzrost liczby cudzoziemców studiujących na pierwszym roku o 20 osób (w sumie 204 osoby).

Naczelna Izba Lekarska ostro skrytykowała ministerialny projekt i złożyła do niego szereg poprawek. „Przyznawanie wysokiego limitu przyjęć dla studentów niepolskojęzycznych, mimo że prestiżowe i korzystne finansowo dla uczelni, powoduje ograniczenie miejsc do kształcenia kadry medycznej, która zostanie w Polsce” – piszą członkowie prezydium NRL i dodają: „Rozkład miejsc na uczelniach medycznych powinien preferować przyszłych lekarzy kształcących się w języku polskim, za czym powinno pójść odpowiednie zwiększenie uczelniom dotacji z budżetu państwa”.

Stanowisko lekarzy zbulwersowało uczelnie. Oburzeni są zwłaszcza przedstawiciele UM w Lublinie, który w rankingu „Perspektyw” zdobył najwyższe w Polsce, wśród szkół lekarskich, siódme miejsce pod względem umiędzynarodowienia uczelni publicznych.

– W tym roku będziemy obchodzić 20-lecie studiów anglojęzycznych na kierunku lekarskim. Zaczynaliśmy w 1995 roku z pięciorgiem studentów z zagranicy, pełni obaw, czy powiedzie się nauka i nauczanie w języku angielskim – wspomina Włodzimierz Matysiak, rzecznik UM w Lublinie. – Po latach okazało się, że wyprzedziliśmy epokę. Dziś wszyscy zastanawiają się, jak umiędzynarodowić uczelnie wyższe, jak namówić obcokrajowców na studia w Polsce. Wyczuliśmy koniunkturę, dostrzegliśmy w kształceniu obcokrajowców ogromną szansę edukacyjną.

W tej chwili na UM w Lublinie studiuje 1100 osób pochodzących z 53 krajów. Wśród studentów anglojęzycznych najwięcej pochodzi z Tajwanu (483 osoby), USA (248) i Norwegii (220). Ale są też przedstawiciele krajów egzotycznych, np. Togo, Bahrajn czy Haiti.

– Muszę przyznać, że kształcenie anglojęzyczne zmieniło oblicze naszego uniwersytetu – podkreśla prof. dr hab. med. Andrzej Drop, rektor UM w Lublinie. – Staliśmy się uczelnią otwartą na świat, która nie boi się konkurencji na rynku edukacyjnym. Nie mamy pod tym względem najmniejszych kompleksów. Uczymy na poziomie amerykańskim w sposób zgodny z tamtejszymi standardami, potwierdzony certyfikatami akredytacyjnymi m.in. stanów Nowy Jork i Kalifornia.

Nie bez znaczenia jest też aspekt finansowy. Za każdego cudzoziemca uczelnia otrzymuje 15 tys. dol. czesnego rocznie. Pieniądze te pozwalają finansować tzw. wkład własny niezbędny w projektach unijnych, rozbudowywać infrastrukturę uczelni, modernizować bazę dydaktyczną, unowocześniać proces nauczania, windować w górę jakość kształcenia, m.in. wyposażenie sal audytoryjnych itd. Bogaci się też miasto, w którym studiują cudzoziemcy. Każdego roku wydają oni na życie średnio 10 tys. dol.

– Nie protestujemy przed przyjmowaniem cudzoziemców na studia lekarskie, ale domagamy się zwiększenia liczby miejsc na polskich uczelniach dla naszych lekarzy, a nie dla cudzoziemców – tłumaczy Marek Stankiewicz, rzecznik Lubelskiej Izby Lekarskiej. – Na zwiększeniu miejsc dla cudzoziemców polski pacjent nie skorzysta, bo wyszkoleni cudzoziemcy wyjadą do swoich krajów. Pod względem liczby lekarzy jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie. Ci, którzy nawet zdecydują się na zostanie, ze względu na barierę językową są przez pacjentów niechętnie odwiedzani.

– Stanowisko samorządu lekarskiego jest doprawdy zdumiewające – odpowiada Włodzimierz Matysiak. – Nie słyszałem, żeby Naczelna Rada Adwokacka miała za złe polskim renomowanym uniwersytetom, że tam studiują prawo osoby z zagranicy.

Do góry