Portret

Kolędowanie bez szumu kamer

Wojciech Skowroński

Small prof marian zembala opt

Ryc. 1. Prof. Marian Zembala: 20 lat zarządzania szpitalem, teraz kilka miesięcy zarządzania polską ochroną zdrowia.

Co na Śląsku mówią o ministrze Marianie Zembali? Niektórzy zacierają ręce. Teraz Warszawa dowie się, że, jak mówi profesor, noc też jest dobrym dniem do pracy

Podobnie jak prof. Zbigniew Religa nie pochodzi ze Śląska, choć z tym regionem związał swoje życie zawodowe. Czy uniesie tekę ministra tak trudnego resortu? Jego najbliżsi współpracownicy są tego pewni. Nie wiadomo jednak, czy to zadanie tylko na kilka miesięcy, czy na dłużej.

Spotykamy się rano na odprawie po trzech skomplikowanych przeszczepach. Wymieniamy opinie, wspominamy najtrudniejsze momenty, gdy nagle wchodzi prof. Marian Zembala szefujący przy zabiegach i pyta, czy oglądaliśmy wczoraj mecz, czy byliśmy na koncercie, czy czytaliśmy doniesienia z USA. Każdy z nas zadał sobie chyba to samo pytanie – a kiedy mielibyśmy to zrobić?

Takich anegdot na korytarzach Śląskiego Centrum Chorób Serca krąży wiele i choć na twarzach rozmówców proszonych o ich przytoczenie pojawia się uśmiech połączony z zakłopotaniem, udaje nam się niektóre zanotować: Jedna z wielu stacji benzynowych w Polsce. Na niej na kawę zatrzymuje się prof. Zembala. Chce ją pewnie zabrać do samochodu, bo szkoda czasu, gdy nagle zauważa płaczącą dziewczynę. Zbieg okoliczności i szczęście w nieszczęściu. Powodem płaczu jest ciężko chore na serce dziecko, któremu podobno nikt nie może pomóc. Kilka dni później dziecko było już na oddziale centrum. Krążą też opowieści o dachu domu, który z własnych środków wyremontował, bo wiedział, że mieszka w nim dziecko po przebytym w Zabrzu zabiegu. Rodzinę tę odwiedził, zbaczając kilkadziesiąt kilometrów w drodze na konferencję.

Nie oznacza to jednak, że prof. Zembala nie ma wad – ekscentryczny, nerwowy, porywczy, niekiedy nieprzewidywalny – to też jego cechy charakteru.

MZ jak Ministerstwo Zdrowia

Ministerstwo Zdrowia to jeden z bardziej krytykowanych i wnikliwie obserwowanych przez związkowców resortów. Ich oddech czuł Bartosz Arłukowicz i poczuł już na początku urzędowania prof. dr hab. med. Marian Zembala, gdy w jednym ze swoich pierwszych wystąpień nawiązał do strajku pielęgniarek. W tym jednak wypadku, jak twierdzi nowy minister, spór dotyczył zdania wyrwanego z kontekstu, że… zwalniałby z pracy strajkujących w jego szpitalu lekarzy i pielęgniarki. W kolejnym zdaniu, którego już nie przytoczono, pojawiło się jednak wyjaśnienie, że zwalniałby, ale tylko w przypadku, gdyby w ramach strajku odchodzili od łóżek pacjentów, co mogłoby stworzyć zagrożenie, a to już zachowanie nieetyczne i niemoralne. Kolejna drażniąca związkowców sprawa dotyczyła wprowadzenia tzw. podatku Religi. I w tym przypadku zdaniem ministra pojawiło się przekłamanie, gdy napisano, iż zmiana w finansowaniu leczenia poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych będzie jednym z jego priorytetów. Odpowiadając na ten zarzut, minister przypomniał, że zapomniano dodać, iż to element strategii na najbliższe cztery lata, a nie tygodnie. Okres wakacyjny to w planach Mariana Zembali czas na – jak to określa – „kolędowanie bez szumu kamer”. Chodzi o odwiedzanie szpitali i klinik w wielu miastach Polski, m.in. w Łodzi, Wrocławiu, Zabrzu, by wspólnie zastanawiać się nad poprawą bezpieczeństwa w ramach opieki nad najmłodszymi pacjentami i kobietami ciężarnymi. Kolejny etap to pakiet onkologiczny, który wymaga poprawy. Mają to zagwarantować m.in. debaty z ekspertami z wiodących w tej specjalizacji ośrodków z Bydgoszczy, Gliwic, Kielc czy Krakowa.

MZ jak Marian Zembala

Prof. Marian Zembala wybrał drogę przemierzaną już przez prof. Zbigniewa Religę, ale analizując jego zawodowy życiorys, można dostrzec ścieżki, na które prof. Religa jednak nie wchodził.

– Prof. Marian Zembala jest jednym z członków założycieli fundacji, więc można przyjąć, że jest z nami od samego początku. W moim rozumieniu jest nie tylko zastępcą, ale także następcą prof. Religi, bo przecież przejął kierowanie kliniką, ale i przewodniczenie radzie naukowej fundacji. Nie świeci jednak odbitym światłem, ale własnym, bo sam na to zapracował. Różnic między nimi też się można doszukać, bo przecież prof. Religa nigdy nie był dyrektorem Śląskiego Centrum Chorób Serca, poprzednikiem Mariana Zembali na tym stanowisku był prof. Stanisław Pasyk – wspomina dr Jan Sarna, dyrektor Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu.

Jak się okazuje, różnice można odnaleźć także w życiu prywatnym.

– Prof. Religa nigdy nie grał na żadnym instrumencie i nie potrafił śpiewać, chociaż bardzo lubił. Marian Zembala świetnie gra na akordeonie, jest człowiekiem bardzo muzykalnym i pisze wiersze. Pamiętam sześćdziesiąte urodziny Religi. Wspólnie z Marianem postanowiliśmy w siedzibie fundacji zorganizować uroczystość w postaci widowiska, w które zaangażowali się prawie wszyscy lekarze. Było to coś w rodzaju programu telewizyjnego. Pamiętam, że podszedł do mnie wtedy Marian i powiedział: „Janek, ty zrobisz to i to, a w mój scenariusz się nie wtrącaj”. Po tym przedstawieniu wraz z prof. Religą podeszliśmy do Mariana i powiedzieliśmy, że jeśli w przyszłości nie powiedzie mu się przy stole operacyjnym, to koniecznie musi spróbować sił w branży aktorskiej i kabaretowej – wspomina dalej dr Jan Sarna.

MZ jak mam (swoje) zdanie

Inne refleksje? – Kilka lat temu w jego kochanych, rodzinnych Krzepicach otrzymał medal papieski. Po uroczystości przed budynkiem restauracji zawiązał się kącik palących, w którym znalazła się moja żona i – co bardzo mnie zaskoczyło – syn Mariana Michał. Zapytałem, czy ojciec wie, że pali, a on mi odpowiedział, że nie o wszystkim musi być informowany.

Mówię o tym dlatego, że Marian lubi wszystko wiedzieć, i nie ma w tym złośliwości. Lubi także wszystko poprawiać. Udzielając wywiadu telewizyjnego, jest w stanie powiedzieć kamerzyście, jak się powinien ustawić, by profil rozmówcy był lepszy, a po wyjściu z budynku zasugerować ochroniarzom, na co powinni zwracać większą uwagę. Nie robi tego dlatego, że on wie lepiej, ale że wspólnie możemy coś zrobić lepiej, dla wspólnego dobra. To jedna z jego zasadniczych cech, która także w klinice prowadzi do zabawnych sytuacji, gdy z jego drogi usuwają się współpracownicy w obawie przed niespodziewaną zmianą planów narzuconą przez szefa – opisuje dr Sarna i dodaje: – W ministerstwie kierowanie zespołem może być trudniejsze, bo czymś innym jest naturalny autorytet na terenie własnego ośrodka, a czymś innym pozycja polityczna, ale wyczuwam w nim gotowość do poprawiania – śmieje się dr Jan Sarna.

Kolejna cecha profesora to pracoholizm. W ŚCCS jego powiedzenia, że noc też jest dobrym dniem do pracy, już tak bardzo nie śmieszą, podobnie jak dowcip: po czym poznać, że prof. Zembala jest na urlopie? Do pracy przychodzi w sandałach.

– Tu znów nasuwa się podobieństwo do prof. Religi, który – jak pamiętam – przez dwa lata nie wychodził ze swojego gabinetu, tam spał, jadł. Są ludzie, których robota się trzyma, ale kiedy Zembala mówi, że pacjent dla niego jest świętością, nie ma w tym żadnej przesady. On taki jest – kończy zdradzanie tajemnic dr Jan Sarna, wskazując, czym powinien zająć się profesor w ministerstwie w pierwszej kolejności: – Na pewno winien poprawić pakiet onkologiczny, bo wywołuje ferment w środowisku, i zastanowić się nad sposobem podwyżek płac pielęgniarek. Może różnicowanie wynagrodzeń, o którym wspomina, jest pewnym rozwiązaniem.

Prof. Zembali w kierowaniu zabrzańskim ośrodkiem pomogły z pewnością doświadczenia zdobyte w zachodnich ośrodkach. To właśnie tam zobaczył, jak pracują szpitale w warunkach pozabudżetowych. Gdy został dyrektorem ŚCCS, te doświadczenia mógł wprowadzać od razu, wykorzystując zdobyte doświadczenie – mówi prof. Mariusz Gąsior z Oddziału Chorób Serca i Naczyń III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

A co pomoże prof. Zembali w zarządzaniu trudnym ministerstwem?

Do góry