MT: Żeby racjonalnie gospodarować lekami, zostały wprowadzone Receptariusze Szpitalne.


A.G.:
To pożyteczne rozwiązanie, ale nie do końca spełniają one rolę ograniczania antybiotyków, ponieważ lekarz może, ale nie musi się do nich rygorystycznie stosować. Nawiązując współpracę z posłami, liczymy, że zostanie to uregulowane odpowiednimi przepisami. Jeśli tylko będzie wola parlamentu, będziemy wspólnie pracowali nad rozwiązaniami.


MT: W stanowisku Grupy Ekspertów ds. ZZOZ wysłanym do MZ szczególnie podkreślono edukację. Ale przecież szkolenia są prowadzone.


A.G.:
Nie wystarczy pracownika raz wysłać na szkolenie i uznać sprawę za załatwioną, bo on za jakiś czas zapomni wiedzę, którą otrzymał. Musi być prowadzona permanentna edukacja. Zdarza się też, że placówki twierdzą, że szkolą personel, ale jak bliżej się temu przyjrzeć, widać, że odbywa się to sporadycznie i jest na poziomie przedszkolnym – lakoniczne pouczenie nowo zatrudnionego pracownika przez BHP-owca. Za mało jest metodycznych, systematycznych szkoleń. Świadczy o tym skala zakażeń, których przyczyną jest nieprzestrzeganie standardów higieny. W pracowniach endoskopowych wciąż dochodzi do zakażeń przewodu pokarmowego enterobakteriami przenoszonymi przede wszystkim przez brudne ręce i niezmienianie rękawiczek między pacjentami. Z tego samego powodu Clostridium difficile powodujący rzekomobłoniaste zapalenia jelit jest dziś plagą w szpitalach. Rotawirusy jeszcze kilkanaście lat temu zdarzały się wyłącznie na oddziałach niemowlęcych, dziś bywają na każdym oddziale. To wyraźny dowód, że z przestrzeganiem standardów i procedur higienicznych jest nietęgo. Chory kaszlący, gorączkujący, z ropiejącą raną nie powinien leżeć łóżko w łóżko z innym pacjentem przynajmniej do momentu ustalenia przyczyny infekcji. To nie musi być izolatka z nazwy, wystarczy sala wydzielana w razie potrzeby.


MT: Na czym miałaby polegać edukacja pacjentów, również wyeksponowana w piśmie do MZ?


A.G.:
Chodzi o zwiększanie świadomości praw pacjenta, np. poprzez kampanie informacyjne. Pacjent ma prawo zatroszczyć się o swój dobrostan. Nie powinien bać się pytań, czy ręka przed wkłuciem została dobrze zdezynfekowana, czy opatrunek założony jest jałowy, czy branie antybiotyku jest uzasadnione. Nie może być biernym uczestnikiem i coraz częściej nie jest. Chwała mu, jeśli ufa, że personel jest dobrze wyedukowany, odpowiedzialny i przestrzega procedur, ale jeśli coś go niepokoi, powinien spokojnie zwrócić na to uwagę. Jednym z praw pacjenta jest oczekiwanie uzyskania od lekarza wyczerpującej i zrozumiałej informacji np. na temat zabiegu i ryzyka ewentualnego powikłania np. zabiegu operacyjnego, a także, czy krew do badania jest pobierana z zachowaniem najwyższej staranności higieniczno-sanitarnej chroniącej go przed dodatkowym zakażeniem.


MT: Lekarze nie zawsze mają czas na rozmowę.


A.G.:
Ograniczenia personelu mają duże znaczenie nie tylko dla komunikacji z pacjentem, ale też skali zakażeń szpitalnych. Lekarze pracują na kilku etatach, są w ciągłym biegu, łatwiej wtedy o błędy i niedociągnięcia. Kiedy czas goni, stosuje się minimalną procedurę przygotowawczą do zabiegów. Dezynfekcja rąk zajmuje 30-40 sekund, pod warunkiem że na sali jest pojemnik ze środkiem dezynfekującym. Dlatego potrzeba zmian organizacyjnych pod kątem zwiększenia bezpieczeństwa epidemiologicznego. Lekarze amerykańscy i francuscy przed laty zawsze nosili przy sobie środek dezynfekujący. Ale oni już wtedy mieli świadomość, że jeśli nie zdezynfekują rąk, narażają pacjenta na zakażenie. Nie chciałbym powiedzieć, że tej świadomości brakuje polskim lekarzom, ale jest ona zbyt niska.


MT: Na ile dzisiaj możemy sobie poradzić z zakażeniami szpitalnymi?


A.G.:
Nie da się ich wyeliminować całkowicie, co po części wynika z biologii. W przypadku ZZOZ nic bowiem nie jest dane raz na zawsze. Drobnoustroje ewoluują, a my, lekarze, nieustannie musimy dostosowywać się do zmieniającej się sytuacji. Mamy wiele zmutowanych wirusów grypy, co więcej, pojawiają się miksy wirusów ze środowiska zwierzęcego i ludzkiego: grypy ptasiej czy świńskiej. Nawet układ odpornościowy osób szczepionych może mieć problemy z rozpoznaniem tego patogenu. Nie jesteśmy w stanie raz na zawsze poradzić sobie z drobnoustrojami, ale powinniśmy dążyć, by zakażenia szpitalne nie przekraczały 5 do 8 proc. pacjentów korzystających z placówek medycznych, jak dzieje się to w Europie Zachodniej.

Do góry