Ostry dyżur

Onkologia potrzebuje wsparcia

O ogromnej liczbie rozpoznań raka, ekstremalnym obciążeniu medyków oraz nieprzygotowanym na takie wyzwanie systemie ochrony zdrowia z prof. dr. hab. n. med. Piotrem Wysockim, kierownikiem Oddziału Klinicznego Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, prezesem Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej, rozmawia Iwona Dudzik

MT: Wraz z lekarzami Szpitala Uniwersyteckiego alarmował pan w maju o krytycznej sytuacji w onkologii. Mówił pan o nadchodzącym zderzeniu z podwójną falą nakładających się roczników niezdiagnozowanych chorych. Także o tym, że prowizoryczna ochrona zdrowia tego nie wytrzyma. To był krzyk rozpaczy?

Prof. Piotr Wysocki: Zdecydowaliśmy się na to, bo nasz zespół nie był już w stanie poradzić sobie z wciąż rosnącą liczbą pacjentów zgłaszających się do naszej kliniki. Znaczna ich część to były osoby, którymi należało zająć się od razu. Niektórzy chorzy już wcześniej, przed pandemią, rozpoczęli leczenie, ale zostało ono przerwane, gdy szpitale przestały normalnie funkcjonować. Stracili tym samym szansę albo na wyleczenie, albo na wydłużenie życia. Inni z kolei w ogóle nie zostali zdiagnozowani i objęci opieką. Ci wszyscy ludzie szukali ośrodka, który się nimi zajmie. A ponieważ nasza klinika ciągle działała, zgłaszali się do nas. Chcieliśmy im pomóc, ale było ich tylu, że nie dawaliśmy rady. Kilka osób z personelu medycznego musiało pójść w tym czasie na zwolnienia lekarskie i stanęliśmy w obliczu katastrofy. Uznaliśmy, że koniecznie należy o tym głośno powiedzieć.

MT: Jak chorzy, którzy wymagają szybkiej pomocy, przyjmują informację, że muszą czekać?

P.W.: Piszą błagalne listy o pomoc. Wśród nich matki małych dzieci, osoby 20-30-letnie. Zdarza się, że pacjent siada w drzwiach oddziału czy poradni i oświadcza, że się nie ruszy, dopóki się nim nie zajmiemy. Niektórzy czasem są agresywni. Także rejestratorki informują o pacjentach, którzy pojawili się w poradni, mimo że nie byli umówieni. Widzą jednak, że osoby te potrzebują natychmiastowej pomocy, a one mogą im zaproponować pierwszy wolny termin konsultacji za cztery miesiące. Pytają nas, lekarzy, co mają zrobić, czy jednak uda się gdzieś takiego chorego wcisnąć.

MT: Jak w takiej sytuacji reagują lekarze?

P.W.: Takie sytuacje w ośrodkach onkologicznych zawsze się zdarzały, ale teraz są dużo częstsze. Kiedy lekarz ma chwilę, podchodzi do takiej osoby i weryfikuje informacje o jej stanie zdrowia. Jeśli trzeba działać natychmiast, to działamy, ale dzi...

Do góry