Felieton

Trochę zapomniane nowotwory

Prof. dr hab. med. Andrzej Kawecki

Small 5102

W Nowym Jorku odbył się 5. Kongres International Federation of Head and Neck Oncological Societies (IFHNOS), w którym wzięło udział ponad 3,5 tys. specjalistów zajmujących się problematyką nowotworów narządów głowy i szyi. Na tej kanwie warto napisać kilka słów przypominających to zagadnienie.

Nowotwory narządów głowy i szyi są medialnie, poza specjalistycznym piśmiennictwem medycznym, nieco zapomnianą grupą chorób onkologicznych. W przeciwieństwie do np. raka piersi, raka jelita grubego czy raka gruczołu krokowego, media nie są tymi zagadnieniami zainteresowane. Może dlatego, że istotna część chorych to osoby ciężko doświadczone przez życie, przez długi okres eksponowane na dym papierosowy czy też alkohol. A jest to bardzo istotny problem kliniczny i społeczny, ponieważ nowotwory głowy i szyi niezmiennie stanowią ok. 5-6 proc. zachorowań w Polsce i innych krajach. W ostatnich latach dają się także zauważyć istotne zmiany w zakresie etiopatogenezy najczęstszych w tej lokalizacji raków płaskonabłonkowych. Oprócz klasycznych raków, zależnych od ekspozycji na dym papierosowy, coraz częściej występują nowotwory, których przyczyną jest zakażenie wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV – human papilloma virus). Raki HPV-zależne stanowią w rzeczywistości odmienną jednostkę chorobową. Występują w młodszych przedziałach wiekowych, u osób o wyższym statusie socjalnym. Charakteryzuje je odmienny profil zaburzeń molekularnych. Pomimo tendencji do wczesnych przerzutów regionalnych i niskiego zróżnicowania patomorfologicznego, raki HPV-zależne są bardziej od form klasycznych podatne na leczenie i cechuje je wyraźnie lepsze rokowanie.

Niestety, wspomniana niemedialność nowotworów głowy i szyi przekłada się na niską świadomość społeczną problemu. Skutkiem tego jest rutynowe zjawisko bagatelizowania niecharakterystycznych, wczesnych objawów, co przekłada się na rozpoznawanie choroby w zaawansowanym stadium. Dodatkowo, niska świadomość dotyczy również części lekarzy pierwszego kontaktu, w tym również stomatologów. A wczesne rozpoznanie w przypadku raka narządów głowy i szyi ma kluczowe znaczenie. Takich chorych jesteśmy w stanie leczyć skutecznie i efektywnie kosztowo. Zwykle wystarcza chirurgia i radioterapia. Ponadto, czynnościowo-estetyczny skutek leczenia, a w następstwie jakość życia wyleczonych, są zwykle zadowalające. W rzeczywistości jednak ok. 70 proc. chorych ma rozpoznawany nowotwór w fazie znacznego zaawansowania miejscowego i regionalnego. Wątpliwą pociechą jest fakt, że to zjawisko dotyczy nie tylko Polski, ale również krajów wyżej rozwiniętych. Jakie są skutki takiej sytuacji? Konieczność zastosowania agresywnego postępowania skojarzonego, kosztownego i obarczonego wysokim ryzykiem chorobowości i śmiertelności zależnej od leczenia. W dodatku, pomimo niewątpliwego, i to spektakularnego w ostatnich latach postępu, wyniki pozostają niezadowalające, a jakość życia chorych często jest zła.

A przecież istnieje pozornie prosta możliwość zmiany tej sytuacji, niewymagająca ogromnych nakładów finansowych i długotrwałych badań klinicznych. Chodzi oczywiście o zmianę proporcji stopni zaawansowania w chwili rozpoznania na korzyść wczesnych. Działania w tym kierunku są od kilku lat podejmowane w skali międzynarodowej, zaś liderem projektów promujących świadomość społeczną omawianego problemu jest właśnie IFHNOS. Niejako odzwierciedleniem tych inicjatyw była obecność na otwarciu nowojorskiego Kongresu światowej sławy aktora Michaela Douglasa, wyleczonego przed kilku laty z HPV-zależnego raka ustnej części gardła, oraz jego żony, Catheriny Zety-Jones. Oprócz wymienionych słowo wstępne wygłosił także były prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton.

Znaczenie programów profilaktycznych jest również dostrzegane przez polskich lekarzy. Od ponad roku Polska Grupa Badawcza Nowotworów Głowy i Szyi, kierowana przez prof. Wojciecha Golusińskiego z Poznania, będąca członkiem IFHNOS, prowadzi Ogólnopolski Program Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi. Intencją jest zarówno zwiększenie świadomości społecznej problemu, jak też edukacja lekarzy innych specjalności. Nie muszę dodawać, że jest to inicjatywa zasługująca na jak najszersze wsparcie społeczności medycznej.

Do góry