Procesy

Cztery (nie)potrzebne operacje

Robert Horbaczewski

W marcu 2009 roku mieszkaniec gminy Zamość spadł z drabiny. Z urazem kolana trafił na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej Zamojskiego Szpitala Niepublicznego w Zamościu. Okazało się, że doznał złamania wieloodłamowego rzepki prawej. Ortopeda wykonał zabieg repozycji i stabilizacji kończyny drutami Kirschnera, założył opatrunek gipsowy.

Cztery miesiące później mężczyzna zgłosił się do szpitala w celu usunięcia drutów Kirschnera. Wówczas, aby pokonać przykurcz kolana, lekarz zastosował siłową bierną redresję. W jej trakcie doszło do naderwania więzadła własnego rzepki, które doraźnie szyto. Po operacji doszło do ropnego zakażenia rany. Posiew wykazał obecność gronkowca złocistego MSSA (metycylinowrażliwego). Zastosowane leczenie antybiotykami okazało się skuteczne.

Mężczyzna musiał jednak po raz trzeci poddać się operacji. Podczas tego zabiegu oczyszczono kolano z martwych i zakażonych tkanek oraz usunięto rzepkę. Pacjentowi założono stabilizator udowo-goleniowy i zalecono konsultację.

Mężczyzna zdecydował się podjąć leczenie w innym szpitalu. Rok po złamaniu rozpoznano pozapalny przykurcz zgięciowo-wyprostny prawego stawu kolanowego po patelektomii. Wykonano wycięcie zrostów i blizn okołostawowych, redresję i mobilizację stawu kolanowego. Po zastosowanym leczeniu osiągnięto mniej więcej 80-proc. zgięcie kolana i znaczącą poprawę chodu.

Po wyleczeniu pacjent wytoczył zamojskiej placówce proces, domagając się zadośćuczynienia za konsekwencje złego leczenia i cierpienia z tym związane.

Nieprawidłowa metoda leczenia złamanej rzepki uruchomiła lawinę komplikacji z zakażeniem gronkowcem włącznie i wydłużyła proces leczenia do półtora roku.

Szpital nie uznał swojej odpowiedzialności. Twierdził, że zabiegi operacyjne przeprowadzone zostały z należytą starannością i zgodnie z wymogami aktualnej wiedzy medycznej.

Biegli Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku (z zakresu medycyny sądowej, neurologii, ortopedii, traumatologii i chorób zakaźnych) opiniujący w procesie wytknęli, że lekarz pierwotnie zaopatrujący złamanie rzepki operował sam, bez asysty. Z tego powodu ograniczył się jedynie do stabilizacji złamania dwoma drutami Kirschnera. Do kompletnego popręgu Webera zabrakło drucianej pętli dociskowej.

Ten niekompletny sposób zaopatrzenia złamania miał niekorzystny wpływ na dalsze leczenie uszkodzonego kolana. Nie zapewnił pełnej stabilności zespolenia, która pozwoliłaby na maksymalne skrócenie lub całkowite wyeliminowanie unieruchomienia gipsowego kolana po pierwszej operacji. To pozwoliłoby na wczesne podjęcie ćwiczeń usprawniających kolano, uniknięcie masywnego przykurczu wyprostnego i konieczności stosowania biernej redresji stawu, która spowodowała jatrogenne uszkodzenie więzadła własnego rzepki i konieczność jego naprawy.

Biegli w opinii uzupełniającej stwierdzili, że użycie do stabilizacji dwóch drutów Kirschnera nie jest rozwiązaniem niedozwolonym. Metoda ta może być i jest stosowana w przypadkach kwalifikujących się do tego, np. w podłużnych lub brzeżnych złamaniach rzepki. Jednak w tym przypadku była metodą niedostateczną, niedostosowaną do przypadku, a w połączeniu z długotrwałym unieruchomieniem kolana w wyproście – wręcz szkodliwą dla pacjenta. Metoda ta nie odpowiada współczesnym standardom wiedzy medycznej i aktualnym trendom w zaopatrzeniu operacyjnym złamań stawowych.

Unieruchomienie kolana w wyproście po otwartej repozycji i zespoleniu rzepki prawej zawsze naraża pacjenta na niekorzystny przykurcz wyprostny stawu kolanowego, tak też stało się w przypadku tego mężczyzny.

Biegli wytknęli ponadto, że pacjent z zamkniętym złamaniem rzepki nie musiał być operowany w trybie pilnym. Mógł poczekać (nawet kilka dni) na zabieg w trybie planowym, z pełną obsadą dwóch lekarzy: operator plus asystent. Wówczas zespół operujący miałby większe szanse na prawidłowe zaopatrzenie złamania.

Także druga operacja związana z koniecznością usunięcia materiału zespalającego przebiegła nieprawidłowo. Nastąpiło powikłanie w postaci naderwania więzadła własnego rzepki i zakażenia gronkowcem. Biegli wytknęli, że jakość zaopatrzenia uszkodzonego więzadła również budzi wątpliwości. Mężczyzna otrzymał bowiem zalecenie rekonstrukcji aparatu wyprostnego kolana w ramach planowego przyjęcia na oddział po wyleczeniu stawu kolanowego.

Biegli wskazali, że zabieg eksponujący tkanki okołostawowe kolana na środowisko zewnętrzne stworzył niejako wrota zakażenia gronkowcem tkanek głębokich kolana. Objawy zakażenia trwały krótko i zostały stosunkowo szybko zlikwidowane, ale to przesądziło o potrzebie wykonania trzeciego zabiegu i całkowitego usunięcia rzepki. Zakażenie wydłużyło proces leczenia i zwiększyło zbliznowacenie tkanek okołostawowych powodujących przykurcz wyprostny kolana wymagający w efekcie czwartego zabiegu operacyjnego.

Sąd stwierdził więc, że drugi zabieg operacyjny niespodziewanie rozszerzony i wydłużony o jatrogenne uszkodzenie więzadła rzepki i próbę jego improwizowanej naprawy był konsekwencją wadliwie wykonanego zabiegu pierwotnego. Gdyby drugi zabieg był ograniczony tylko do usunięcia drutów Kirschnera, byłby zabiegiem minimalnym, trwającym kilka minut, a przez to ryzyko zakażenia byłoby znikome, bliskie zeru.

Podsumowując, Sąd Okręgowy w Zamościu wskazał, że proces leczenia od początku był nieprawidłowy, a jego konsekwencją przedłużone do półtora roku leczenie, znaczna dysfunkcja kolana i konieczność poddania się łącznie czterem operacjom.

Zamojski Szpital Niepubliczny ma zapłacić pacjentowi 100 tys. zł zadośćuczynienia, będzie też ponosił odpowiedzialność na przyszłość za skutki pogorszenia się stanu zdrowia mężczyzny związane z zabiegiem.

Wyrok utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny w Lublinie (sygn. I ACa 520/15).

Do góry