Epidemiologia

Wirusy, których nie umiemy zwalczyć, nabierają nowych cech

O przewidywaniach i nadziei na powrót do szczepień z prof. dr hab. med. Joanną Zajkowską, specjalistą chorób zakaźnych i epidemiologii, rozmawia Iwona Dudzik

Small prof zajkowska 1 opt

Prof. dr hab. med. Joanna Zajkowska

MT: Czy jako specjalista spodziewała się pani nadejścia nowego wirusa?

Prof. Joanna Zajkowska: Nie tak szybko i nie w takiej skali, natomiast sytuacja była do przewidzenia. Mieliśmy wcześniej wirusa SARS, potem MERS, wiedzieliśmy, że mutacji koronawirusów sprzyja antropopresja – wchodzenie człowieka w naturę i niebezpiecznie bliski kontakt z rezerwuarem zwierzęcym. Kwestią czasu było, kiedy nowa mutacja pojawi się u ludzi. Jednak skala epidemii rzeczywiście zaskakuje.

MT: Co jest nietypowe w tym wirusie?

J.Z.: Wirusy z grupy korona to duże wirusy. Ten odpowiadający za obecną epidemię (SARS-CoV-2) ma 30 tysięcy par zasad. Jego mechanizmy naprawcze przy replikacji są bardzo słabe, więc łatwo dochodzi do mutacji. Pewna mutacja tych wirusów występujących dotąd u nietoperzy nabyła zdolność wnikania do komórek człowieka i namnażania się w nich. Koronawirus SARS-CoV-2 ma powinowactwo do receptora, który znajduje się w górnych drogach oddechowych. Namnaża się w nabłonku nosa i jamy ustnej, tam jego ilość jest największa. Sprawia to, że znajduje się w wydychanym powietrzu i łatwo się rozprzestrzenia od osób chorych. Ponadto mamy dużą ilość przypadków bezobjawowych, tak zwanych asymptomatycznych, gdy bez objawów choroby wirus rozprzestrzenia się w powietrzu wraz z wydychaną parą wodną w trakcie mówienia, kaszlu, kichania. Zakażamy się, przebywając w bliskiej odległości od osoby zakażonej (bliżej niż 2 m), przez dłużej niż 15 min.

To go różni na przykład od koronawirusa wywołującego MERS, który wykorzystuje inny receptor, znajdujący się w dolnych drogach oddechowych. Żeby doszło do zakażenia, trzeba zainhalować większą liczbę cząstek. Trudniej się zakazić, ale z kolei objawy są groźniejsze – od razu występuje zapalenie płuc i większa jest liczba ciężkich przebiegów.

MT: Jakie są statystyki odnośnie do śmiertelności i ciężkich postaci COVID-19 w poszczególnych grupach wiekowych?

J.Z.: Na początku dane z Chin mówiły o śmiertelności na poziomie 2-3 proc., natomiast w grupach osób 70-80-letnich – to było kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt procent. Jednak nie wiedzieliśmy, czy są to dane tylko ze szpitali, czy zostały uwzględnione także przypadki osób, które zmarły w domu. Z początku także w populacji europejskiej wskazywano na odsetek 0-3 proc. śmiertelności. Ale ten odsetek wzrasta i w tej chwili wynosi około 4 proc. Dane nie są pełne, bo wciąż nie wiemy, ilu chorych jest bezobjawowych lub skąpo symptomatycznych. Dane te różnią się też w zależności od kraju. Bardzo niepokojące są dane z Włoch, Hiszpanii i Iranu. Tam odsetki postaci ciężkich są dużo wyższe.

MT: Czy w pani ocenie popełniono ewidentne błędy w walce z epidemią?

J.Z.: Nie doceniliśmy początkowo zagrożenia w warunkach europejskich, sugerując się początkowymi danymi z Chin, że to łagodna choroba, która nie spowoduje dużej ilości zgonów. Chińczycy też nie raportowali o zachorowaniach, które już obserwowano w październiku, o nowej chorobie informowali dopiero w grudniu.

Był przełom lutego i marca, mieliśmy szczyt zachorowań na grypę, 200 tys. przypadków przy śmiertelności ok. 0,5 proc. Problem grypy wydawał się większy niż rozpoczynająca się epidemia koronawirusa.

Natomiast obserwując to, co działo się potem we Włoszech, trzeba było zmienić zdanie. Trudno jednak nazwać to błędem, opierano się na napływających danych.

MT: Jakie są wskaźniki śmiertelności koronawirusa w zależności od współistniejących chorób przewlekłych i innych?

J.Z.: Większą podatność na zakażenie koronawirusem mają osoby o obniżonej sprawności układu odpornościowego, ze względu na choroby z autoagresji i przyjmowanie leków immunosupresyjnych. Ponadto osoby po 65. r.ż., u których z powodu inwolucji grasicy w sposób fizjologiczny zmniejsza się odporność na wszelkie wirusy. W tych grupach ewidentnie jest większy odsetek ciężkich przebiegów. Wyższa śmiertelność dotyczy też osób z chorobami układu oddechowego, np. astmą. Zakażenia szybciej ujawniają objawy chorób współistniejących takich jak przewlekła obturacyjna choroba płuc, choroby kardiologiczne lub genetyczne obciążające układ oddechowy, np. mukowiscydoza. Także cały szereg leków immunosupresyjnych wpływa na zdolność radzenia sobie z zakażeniami wirusowymi. Ryzyko zwiększają też na pewno chemioterapia i radioterapia, które osłabiają układ odpornościowy. Wszystkie te przypadki to wysokie ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19. 80 proc. przebiega łagodnie, natomiast z pozostałych 20 proc. kilka procent przebiega dramatycznie ciężko, z niepomyślnym zakończeniem. Odpowiadają za to choroby współistniejące, ale też nieprawidłowa nadmierna reakcja zapalna.

MT: Które czynniki środowiskowe mogą pogorszyć przebieg?

J.Z.: Smog, ponieważ stanowi obciążenie układu oddechowego. Z pewnością także palenie papierosów, ponieważ obniża zdolność naturalnego eliminowania z organizmu inhalowanych patogenów. Łatwiej dochodzi do zainhalowania zakaźnego aerozolu w głąb płuc, co sprzyja ciężkim przebiegom.

MT: W internecie można znaleźć tabelki z porównaniem objawów, które mają ułatwić lekarzom odróżnienie grypy i COVID-19. Czy takie zestawienia mają sens?

J.Z.: Gdyby rozróżnienie klinicznie było takie łatwe, po co walczylibyśmy o testy? Wysoka gorączka, kaszel, bóle mięśni, ogólne rozbicie czy zmęczenie – objawy grypy i zakażenia koronawirusem na początku są identyczne. Ich nasilenie może być różne u różnych pacjentów, w związku z tym nie da się w ten sposób odróżnić tych chorób. Duszność pojawia się na późniejszym etapie choroby, ale nie jest wykluczona w grypie.

U pacjenta gorączkującego z kaszlem można ewentualnie wykorzystać szybkie testy na grypę, ponieważ jej wyeliminowanie wskaże nam, by szukać innej przyczyny. Jeżeli jest jeszcze w wywiadzie epidemiologicznym dodatkowo kontakt – łatwiej jest uprawdopodobnić rozpoznanie. Zwraca się uwagę na objaw w postaci pogorszenia węchu na początku COVID-19.

Do góry