Na ważny temat
Jak przekonać niezdecydowanych
O wakcynologii społecznej z dr. n. hum. Tomaszem Sobierajskim, socjologiem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Izabela Filc-Redlińska
MT: Od 10 lat bada pan postawy Polaków wobec szczepień. Co w ciągu dekady zmieniło się w tych obszarach?
Dr Tomasz Sobierajski: Polacy mogą znaleźć w internecie coraz więcej rzetelnych informacji na temat szczepień. Kiedy 10 lat temu przeszukiwałem pod tym kątem sieć, napotykałem bardzo dużo stron z niesprawdzonymi danymi, na których powoływano się na wątpliwe autorytety. Owszem, dzisiaj takie strony również istnieją. Wynika to z tego, że antyszczepionkowcy jako pierwsi zawładnęli internetem, a kto jest pierwszy, ten bierze więcej. Jednak pojawiło się też sporo wiarygodnych źródeł, jak choćby serwis prowadzony przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny Szczepienia.info, który ruszył w nowej odsłonie.
Poza tym wbrew pozorom nie przybyło przeciwników szczepień. Natomiast wzrosła liczba osób niezdecydowanych, niemających wyrobionego zdania. Niestety, środek ciężkości w tej grupie przechyla się na stronę antyszczepionkowców.
Pacjentom wydaje się dzisiaj także, że mają większą wiedzę – nie tylko o szczepieniach, lecz na każdy temat dotyczący zdrowia – co jest skutkiem szerszego dostępu do informacji. W efekcie zmieniła się ich postawa wobec lekarzy. Chcą być traktowani bardziej partnersko i częściej wdają się ze specjalistami w polemikę.
MT: W ostatnich latach kilkukrotnie wzrosła liczba rodziców, którzy odmawiają zaszczepienia swojego dziecka. Czy lekarze mogą wpłynąć na zahamowanie tego trendu?
T.S.: Uważam, że lekarze to grupa, która może odegrać w tej kwestii kluczową rolę. Jak bowiem wynika z moich badań, 93 proc. rodziców ma zaufanie do lekarzy na temat przekazywanych przez nich podczas wizyty informacji o szczepieniach. Dlatego jeśli specjalista odradzi szczepienie (niestety, tacy się zdarzają), istnieje spore prawdopodobieństwo, że rodzic go nie wykona, nawet jeśli chciał to zrobić. Działa to też w drugą stronę: jeśli lekarz poleci szczepienie, znaczna większość rodziców go posłucha.
Co ciekawe, lekarze nie doceniają zaufania, jakim są obdarzani: średnio co drugi uważa, że pacjenci mu nie ufają. Natomiast przeszacowują liczbę przeciwników szczepień: jeśli spytamy lekarzy, ilu w ich gabinecie pojawia się antyszczepionkowców, wskazują 12-25 proc. pacjentów. Tymczasem wśród samych pacjentów deklaruje się w ten sposób zaledwie 2-3 proc.
MT: Jak przekłada się to na komunikację w gabinecie?
T.S.: Często niewinne pytania ze strony pacjentów są traktowane przez lekarzy jako atak, bo sądzą, że mają do czynienia z przeciwnikami szczepień. W efekcie pacjenci szukają informacji gdzie indziej, np. dzwonią do stacji sanitarno-epidemiologicznych. Mówią, że próbowali dowiedzieć się tego samego od lekarza, ale ten na nich nakrzyczał.
Lekarze są przyzwyczajeni do suchego informowania, wręcz nakazywania realizacji szczepień. Jednak jeśli chcą być skuteczni, powinni tę postawę zmienić. Owszem, zawsze będą pacjenci, którym wystarczy sucha informacja. Ale znacznie powiększyła się grupa tych, którzy mają wątpliwości i zadają pytania. W dużej mierze wynika to ze sprzecznych informacji, jakie znajdują w internecie. Trzeba z nimi rozmawiać i nie traktować każdej ich wątpliwości jako próby ataku.
MT: Na co w takiej rozmowie warto zwrócić uwagę?
T.S.: Najważniejsza jest pierwsza rozmowa, kiedy po opuszczeniu szpitala rodzice przychodzą z niemowlęciem do pediatry lub lekarza rodzinnego w celu kontynuowania lub realizacji kalendarza szczepień. Często słyszę od lekarzy, że podczas wizyty szczepiennej nie mają czasu na rozmowę. Na tę pierwszą trzeba go znaleźć. Tym bardziej że wbrew pozorom nie chodzi o poświęcenie godziny – najczęściej wystarczy kwadrans, czego dowodzą ćwiczenia, jakie wykonuję z lekarzami podczas warsztatów. Będzie to procentowało w przyszłości, m.in. oszczędnością czasu.
Rozmowa na piątkę
Pamiętaj, że…
1. Przeznaczenie większej ilości czasu na pierwszą rozmowę z rodzicami dziecka na temat szczepień pozwoli zaoszczędzić czas w przyszłości.
2. Rzadko rodzic mający wątpliwości wobec szczepionek jest antyszczepionkowcem.
3. Komunikuj się z rodzicami werbalnie i niewerbalnie, słowa podkreślaj odpowiednimi gestami.
4. Używaj mało skomplikowanych słów, dzięki temu zwiększasz szansę, że rodzic zrozumie, co chcesz mu przekazać.
5. To, co tobie wydaje się oczywiste, nie jest oczywiste dla rodziców małego pacjenta.
Ta pierwsza rozmowa ma służyć nie tylko poznaniu małego pacjenta i jego rodziców, lecz przede wszystkim zbudowaniu przestrzeni zaufania, a więc obrazu specjalisty, który ma wiedzę, doświadczenie i wie, jak postępować z dzieckiem. Dzięki temu nawet jeśli rodzice będą szukali informacji o szczepieniach w internecie (a zawsze będą tak robili), to osobą finalnie decydującą o tym, jak szczepione jest ich dziecko, pozostanie lekarz.
MT: W jaki sposób zbudować tę przestrzeń zaufania?
T.S.: Ważne jest to, co mówimy, lecz równie istotny jest przekaz pozawerbalny, czyli mowa ciała. Jeśli nie przywitamy się z pacjentem, nie nawiążemy z nim kontaktu wzrokowego, tylko będziemy się wpatrywać w ekran monitora, na naszej twarzy nie pojawi się serdeczny uśmiech (nie mylić z pobłażliwym!) itp., musimy się liczyć z tym, że umowa, którą zawarliśmy z pacjentem na temat szczepień, może nie zostać przez niego dotrzymana.
Dobrze kiedy elementy pozawerbalne i werbalne ze sobą współgrają. Jeśli mówimy, że jakieś szczepienie jest w przypadku danego dziecka kluczowe, warto to podkreślić odpowiednim gestem albo tembrem głosu, np. przesylabizować słowo „klu-czo-we”.
Bardzo dobrym rozwiązaniem jest położenie przed rodzicem kalendarza szczepień i przejście go z nim krok po kroku, zakreślając przy tym szczepienia, które wykonamy u jego dziecka.
MT: A jeśli chodzi o sferę werbalną?
T.S.: Lekarze często przypominają, że szczepienia są obowiązkowe – zwłaszcza podczas rozmowy z pacjentami, którzy mają wątpliwości dotyczące tej formy profilaktyki. Radziłbym stosować ten argument ostrożnie, bo jak pokazują badania, rodzice – zwłaszcza młodsi – źle reagują na to słowo. Uważają, że nałożenie na nich obowiązku szczepienia dzieci jest zabieraniem im wolności. Nie rozumieją, że to forma pewnej umowy społecznej, podobnie jak obowiązujący na drogach ruch prawostronny. Zamiast mówić o obowiązku, lepiej wytłumaczyć, dlaczego ważne jest, aby jak najwięcej dzieci zostało zaszczepionych.
MT: Rozmowa o szczepieniach nieuchronnie wiąże się z używaniem fachowej terminologii. Jak często po nią sięgać?
T.S.: Z moich badań wynika, że aż 80 proc. pacjentów nie rozumie terminu „szczepionka skojarzona”. A przecież w wakcynologii to podstawa! Dlatego im prostszy język, tym lepiej. I nie jest ważne wykształcenie rodziców. Pamiętajmy, że dla każdego wizyta u lekarza wiąże się ze stresem, pod wpływem którego może mieć problem ze zrozumieniem nawet pozornie łatwych kwestii.
Nie sugerujmy się też zasobnością portfela pacjenta – a niestety lekarzom zdarza się wpadać w pułapkę, która polega na oferowaniu szczepień zalecanych, płatnych, tylko rodzicom wyglądającym na zamożniejszych. To błąd. Choćby dlatego, że osoby lepiej sytuowane rzadziej wykupują swoim dzieciom szczepienia dodatkowe, co ustaliłem w swoich badaniach.
MT: Skąd wiemy, ile pacjent zrozumiał z naszej rozmowy?
T.S.: Temu służy podsumowanie wizyty. Warto na końcu powiedzieć: „A więc uzgodniliśmy, że szczepimy przeciwko…” i tu można zawiesić głos, żeby pacjent dokończył. Albo powiedzieć: „Plan na najbliższy miesiąc jest taki… (i pokrótce go opisać), zgadza się?”. Jeśli wciąż mamy poczucie, że nie wszystko jest zrozumiałe, dopytajmy, czy jeszcze coś trzeba wyjaśnić. Jeśli rodzic przyzna, że nadal czegoś nie rozumie, to udzielając odpowiedzi, doceńmy to, że jest z nami szczery. Tego rodzaju zachowanie sprawia, że pacjent czuje się zaopiekowany, co przekłada się na wzmocnienie zaufania.
MT: Trudno o budowanie zaufania, gdy w gabinecie pojawia się zadeklarowany przeciwnik szczepień i wymienia sto powodów, dla których – jego zdaniem – szczepionki są szkodliwe. Jak rozmawiać z takim pacjentem?
T.S.: Nie chcę powiedzieć, że jest on dla lekarza stracony, ale przekonywanie osoby przekonanej najczęściej sprowadza się do tego, że cała para idzie w gwizdek. W takim przypadku nie wystarczy godzina rozmowy ani tym bardziej kwadrans. Co można zrobić? Wziąć kilka głębszych oddechów i powiedzieć: „Moim zadaniem jest przekazanie podczas tej wizyty rzetelnych informacji na temat szczepień, proszę przez chwilę mnie posłuchać”. Ale najlepsze, co można zrobić, to zachować swój czas i energię dla osób niezdecydowanych, z wątpliwościami.
MT: Jak liczna jest to grupa?
T.S.: Około 75 proc. pacjentów. Dla porównania, tych całkowicie przekonanych jest ok. 20-25 proc., najwięcej wśród rodziców mających troje i więcej dzieci. Natężenie wątpliwości dotyczących szczepień i ich powody mogą być różne. Często pojawiają się przy pierwszym dziecku, kiedy rodzice obawiają się dosłownie o wszystko. W takiej sytuacji wystarczy okazać im zrozumienie i wytłumaczyć, po co szczepionki są stosowane. Częstym powodem lęków są informacje wyczytane w internecie. Jeśli mamy do czynienia z takim pacjentem, możemy zadać mu retoryczne pytanie: „Komu pan bardziej ufa – anonimowym wpisom w sieci czy mojej wiedzy i doświadczeniu?”. Zdarza się, że wątpliwości wynikają ze złych doświadczeń znajomych, rodziny lub sąsiadów. Wtedy możemy uspokoić rodziców, mówiąc, że każde dziecko jest inne i może inaczej zareagować na tę samą szczepionkę.
MT: Kiedy od setnego pacjenta lekarz słyszy to samo pytanie, np. czy rtęć w szczepionkach jest szkodliwa, trudno zachować cierpliwość. Jak sobie z tym poradzić?
T.S.: Niestety, to problem wpisany w ten zawód. Nie ma innego wyjścia, jak udzielić odpowiedzi w taki sposób, jakby się to robiło pierwszy raz. Bo przecież pacjent usłyszy naszą odpowiedź po raz pierwszy.
Bardziej niepokojące jest to, kiedy podczas drugiej lub trzeciej wizyty ten sam pacjent wciąż zadaje to samo pytanie. To oznacza, że powinniśmy zmienić nasz sposób komunikacji. Może warto powiedzieć to samo, ale prostszym językiem lub zapisać daną informację pacjentowi na kartce.
MT: Co musi się zmienić, byśmy mogli w przyszłości spokojniej rozmawiać na temat szczepień?
T.S.: Na pewno istnieje potrzeba zahamowania fali fałszywych (anty)szczepionkowych autorytetów, która przetacza się przez internet. Trzeba też poważnie pomyśleć o wyjęciu wakcynologii spod wyłącznej kurateli medycznej. Na podstawie rozmów z wieloma specjalistami w kraju i na świecie widzę, że lekarzom brakuje środków, by samodzielnie rozwiązać problem narastających wątpliwości względem szczepień. Tu jest miejsce dla wakcynologii społecznej, którą się zajmuję. Mówiąc w skrócie, jej rola polega na tym, by pacjenci lepiej rozumieli lekarzy, a lekarze pacjentów, bo ma to realne szanse przełożyć się na wzrost wzajemnego zaufania i wyszczepialności. Piszę o tym w publikacji „Społeczny kontekst szczepień. Wprowadzenie do wakcynologii społecznej i socjologii szczepień”, która stanowi podsumowanie wieloletnich badań postaw pacjentów i lekarzy wobec szczepień. Zawiera m.in. analizę mitów na temat tej formy profilaktyki i wskazówki, jak rozmawiać z pacjentami.