Lekarze umierają, a praktyki wraz z nimi
Porozumienie Zielonogórskie: w woj. lubuskim średnia wieku lekarzy POZ to 62 lata
Tysiące Polaków bez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej – to nie wizja przyszłości, to dzieje się naprawdę już teraz – ostrzega Porozumienie Zielonogórskie w najnowszym komunikacie, w którym zwraca uwagę na zjawisko ubywania praktyk lekarskich. – Problemu nie widać z perspektywy dużych miast. W mniejszych ośrodkach coraz częściej dochodzi do dramatycznych sytuacji – zaznacza PZ.
Jako najnowszy przykład podaje Kożuchów i okoliczne wioski (ok 10 tysięcy mieszkańców), który w połowie czerwca został bez przychodni POZ po śmierci jedynego pracującego tam lekarza.
– Część pacjentów zapisała się do lekarzy w bliższej lub dalszej okolicy, ale ok. 2 tysięcy pozbawionych jest dostępu do POZ. Przychodnie nie są z gumy, lekarze są już tak obciążeni, że nie mają możliwości przyjmowania kolejnych deklaracji. Trwają poszukiwania chętnych do przejęcia przychodni, ale takich nie ma. Podobną sytuację mamy w Zawadzie, kilka lat temu włączonej administracyjnie do Zielonej Góry. Nie ma lekarza i nikt do pracy się nie zgłasza – mówi Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego i prezes Lubuskiego Związku Lekarzy Pracodawców Podstawowej Opieki Zdrowotnej Porozumienie Zielonogórskie.
Zdaniem Marka Twardowskiego to dopiero przedsmak tego, co czeka nas w najbliższej przyszłości. Są regiony w Polsce, gdzie młodzi lekarze nie chcą podejmować pracy, a starzy… są coraz starsi. W województwie lubuskim średnia wieku lekarzy POZ to 62 lata. Ok. 40 proc. z nich stanowią emeryci, nierzadko osoby, które ukończyły 70 i więcej lat. Zmarły lekarz z Kożuchowa był 77-latkiem i dopiero śmierć przerwała jego pracę.
Wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje w kilkudziesięcioletnich zaniedbaniach i błędach, których nie naprawia żaden z kolejnych rządów.
– Jeśli całymi latami sprowadzano lekarza POZ do roli osoby wypisującej recepty i wystawiającej skierowania do specjalistów, to nic dziwnego, że młodzi z ambicjami nie widzą się w tej pracy – tłumaczy Twardowski. – Największe problemy z kadrą w POZ obserwujemy w zachodnich województwach, a zwłaszcza w pobliżu granicy. Lekarz rodzinny bez problemu znajdzie pracę np. w Niemczech, gdzie szanuje się jego zawód. Istotą problemu jest jednak struktura polskiego systemu ochrony zdrowia, oparta na szpitalach. Tymczasem ochrona zdrowia działa najlepiej w tych państwach, gdzie jej podstawą jest POZ. To system najlepszy dla pacjenta i najmniej kosztowny dla państwa.
Wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego podaje przykład Holandii, gdzie ok. 17 milionów mieszkańców ma do dyspozycji 238 szpitali. Polaków jest zaledwie dwukrotnie więcej, ale mamy szpitali ponad tysiąc. W dodatku wciąż powstają nowe. Za to w Holandii zadbano o dostęp do lekarzy rodzinnych. Gabinety rozmieszczone są w taki sposób, by każdy mógł się dostać do lekarza w ciągu 5 minut rowerem, a samochodem w minutę. I nie tylko po to, by dostać receptę lub skierowanie, ale by się skutecznie leczyć u wszechstronnie wykształconego lekarza ogólnego, który zna się na większości chorób.
– Nasi lekarze rodzinni nie odbiegają wiedzą od kolegów w Zachodu, są powszechnie szanowani w każdym miejscu na świecie i przyjmowani do pracy z otwartymi ramionami. Mogliby także pomagać lwiej części chorych, którzy dziś są bez potrzeby hospitalizowani. Oparcie systemu na szpitalnictwie to najbardziej kosztowna i nieracjonalna opcja z możliwych – dodaje Marek Twardowski.