Jak minął weekend medykom na granicy?

Wyjazdy do potrzebujących i konsultacje

Grupa Medycy na Granicy poinformowała o akcjach pomocy imigrantom przeprowadzonych w miniony weekend w rejonie granicy z Białorusią.  Zespół w składzie Maciej Kotarba (kierowca-ratownik), Olga Stańkowska (lekarka), Jaromir Jabłoński (ratownik medyczny) udzielił w niedzielę pomocy dwóm grupom.
Rano, ok. g. 8, medycy otrzymali zgłoszenie dotyczące grupy siedmioosobowej. Na miejscu zastali sześcioro dorosłych i jedno dziecko (10-letni chłopiec). - Pacjenci byli odwodnieni, głodni i wyziębieni. Jedna kobieta miała powierzchowny uraz nogi, który opatrzyliśmy. Skonsultowaliśmy również stan starszej kobiety chorującej przewlekle na schorzenie natury kardiologicznej. Przekazaliśmy wchodzące w skład pakietów pomocowych napoje, żywność i koce. Nikt nie wymagał transportu do szpitala. Na miejscu obecni byli członkowie organizacji pomocowych – czytamy relację.
Około g. 12 wyruszyli do grupy, w której znajdowało się sześcioro dorosłych i czworo dzieci (w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym). - Wszystkie osoby były głodne, spragnione i wychłodzone. Podobnie jak poprzednia grupa, wszyscy otrzymali od nas pakiety pomocowe. Mężczyzna, któremu udzieliliśmy pomocy po urazie nosa, twierdził, że został pobity po stronie białoruskiej. Podobnie twierdziła ciężarna kobieta po kopnięciu w brzuch. Pacjentka nie zgodziła się na przewiezienie do szpitala – napisali medycy.
Jak dodają, w niedzielę czterokrotnie poddawani byli kontroli drogowej, w tym kontroli przedziału medycznego ambulansu - nie zgłoszono zastrzeżeń.
W sobotę wolontariusze także wyjeżdżali do potrzebujących. Przed południem udzielili pomocy czteroosobowej grupie (dwie kobiety, dwóch mężczyzn). Zespół stanowili Maciej Kotarba (kierowca-ratownik), Olga Stańkowska (lekarka) i Tomasz Glapiński (ratownik medyczny). Jedna z poszkodowanych kobiet wymagała hospitalizacji z powodów ginekologicznych (stan po poronieniu). Druga kobieta cierpiała z powodu urazu oka (od gałęzi, która uderzyła ją podczas marszu przez las). Cała czwórka była odwodniona i wychłodzona - jeden z pacjentów wędrował przez las w samych klapkach, bez skarpet. Wszystkie osoby zostały zawiezione do szpitala.
Przed g. 16 zespół został wezwany do grupy pięciu mężczyzn przebywających w lesie. Wszyscy byli wychłodzeni, głodni i odwodnieni. Mieli mokre ubrania. - W najcięższym stanie był mężczyzna z hipotermią z towarzyszącymi zaburzeniami świadomości. Jego stan pogarszał uraz klatki piersiowej, którego przyczyny nie byliśmy w stanie ustalić. Pacjent nie był w stanie chodzić - ewakuowaliśmy go więc z lasu na noszach (około 500 metrów). W ewakuacji pacjenta pomogli obecni na miejscu dziennikarze. Naszą interwencję utrudniał padający grad. Chorych przewieźliśmy do szpitala - relacjonują.
W miniony weekend członkowi grupy udzielali także konsultacji telefonicznych, również chorym przebywającym w strefie stanu wyjątkowego. Medycy wciąż nie mają tam prawa wstępu. Z niektórymi z tych chorych kontakt się urwał. Ich dalsze losy nie są znane.
Medycy na granicy przypomnieli we wpisie, że nie prowadzą już zbiórki pieniędzy, żywności, napojów ani ubrań - zgromadzili wystarczające ilości. Rekrutacja do zespołu również została już zakończona.

id