Prawo

Nagrani z ukrycia

Krzysztof Izdebski

Rzecznik praw lekarza, Kujawsko-Pomorskiej Okręgowej Izby Lekarskiej w Toruniu

Iwona C., lekarz pediatra z wieloletnim stażem – najwięcej niezdrowych emocji, które nie pozwalały uwolnić się jej od myśli o pracy nawet w wolnym czasie, generowali opiekunowie małych pacjentów.

Typowy obraz problemowej wizyty lekarskiej wyglądał następująco – do gabinetu wchodzi matka z chorym dzieckiem. Nie pozwalając na spokojne przeprowadzenie badania, od progu narzuca styl i kierunek rozmowy, oznajmiając, co dolega jej dziecku. Podjęta przez lekarkę próba zebrania szczegółowego wywiadu, przeprowadzenia badania spotyka się zazwyczaj wręcz z alergiczną reakcją: „Przecież wiem, co dolega mojemu dziecku, szkoda czasu na badania, a w ogóle to się spieszymy, proszę wystawić receptę”. Zdarzyło się kiedyś, że ojciec dziecka po przyjściu do gabinetu z rozbrajającą szczerością obwieścił rozpoznanie choroby, pokazując jako dowód smartfon, na którym wgrany był program „rozpoznający” schorzenia na podstawie wpisanych objawów.

Manipulacja

Pewnego jesiennego dnia do lekarki zgłosiła się matka ze swoją kilkuletnią córką, która – jak utrzymywała matka – była tak chora, że musiała znaleźć się natychmiast w szpitalu. Iwona C. po zbadaniu dziecka stwierdziła, że cierpi ono na przeziębienie. Szpital jest w tym wypadku niepotrzebny, a nawet niewskazany, wystarczy, jeśli dziecko będzie przebywać w domu i zażywać przepisane leki.

Diagnoza rozwścieczyła matkę. Odbyła się mało przyjemna rozmowa, w której podniesionym głosem kobieta wyraziła opinię, oczywiście negatywną, o kompetencjach pani doktor, a zakończywszy swój monolog dającym do myślenia: „Ja panią jeszcze załatwię”, wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami.

Lekarka była roztrzęsiona, dlatego aby się uspokoić, postanowiła przez chwilę nie przyjmować następnych pacjentów. Po kilku minutach matka dziewczynki znowu wtargnęła do gabinetu i kłaniając się od progu, powiedziała grzecznie: „Dzień dobry”. Iwona C., myśląc, że oto rozpoczął się właśnie kolejny akt żenującego spektaklu, wykrzyczała (nerwy miała napięte już do granic wytrzymałości): „Proszę stąd iść, nie przyjmę pani, dziecko nie nadaje się do szpitala…!”.

Matka dziecka: „Może pani doktor chociaż je zbada?”.

Pani Iwona: „Nie ma takiej potrzeby” (dziecko było już zbadane wcześniej).

Na tym ta druga, dziwna wizyta się zakończyła. Kilka dni później okazało się, jaki był powód powtórnego wejścia matki do gabinetu. Kiedy weszła drugi raz do gabinetu, kilka chwil po swojej pierwszej wizycie, emocje lekarki sięgały zenitu. Nie panowała nad tonem, krzyczała, że dziecko nie musi być hospitalizowane i nie będzie go badać. Matka znakomicie wiedziała, że taka właśnie będzie reakcja lekarki, w związku z czym miała włączony dyktafon w telefonie. Przysłowiowy hak na lekarza był zatem gotowy.

Zwróćmy uwagę na to, co się nagrało: grzeczny głos matki dziecka proszący o skierowanie do szpitala, prośba o przeprowadzenie „chociaż” badania dziewczynki oraz krzyk lekarki, że dziecka nie zbada, a szpital jest niepotrzebny.

Mamy do czynienia z klasyczną manipulacją. Pacjent lub towarzysząca mu osoba najpierw wyprowadza lekarza z równowagi, następnie wychodzi z gabinetu, aby za sekundę wejść ponownie i odtwarzać niczym profesjonalny aktor rolę grzecznego człowieka proszącego o pomoc, jednocześnie licząc, że lekarz jest na tyle zdenerwowany, iż wykrzyczy kilka nieprzyjaznych słów. A wszystko się nagrywa.

Czy można nagrywać i co można z takim nagraniem zrobić?

Dotykamy w tym miejscu niezwykle istotnych i zarazem kontrowersyjnych problemów:

1. Czy pacjent może nagrywać z ukrycia swoją wizytę u lekarza?

2. Czy takie nagranie może stanowić dowód w sprawie sądowej przeciwko lekarzowi?

3. Co w sytuacji, gdy pacjent rozpowszechni nagranie w internecie?


Najprościej odpowiedzieć na pytanie 1. Zasada jest następująca – możemy nagrywać rozmowę, jeśli w niej uczestniczymy. Nie musimy dysponować w tym zakresie zgodą pozostałych rozmówców, tak więc pacjent nagrywający swoją wizytę u lekarza nie łamie prawa – niezależnie od tego, czy lekarz o tym nagrywaniu wie, czy też nie. Problem zaczyna się, gdy pacjent postanowi nagranie wykorzystać. W sytuacji, gdy wykonany podstępnie zapis rozmowy z lekarzem zostanie udostępniony publicznie, np. w internecie, przysługiwać mu będzie wówczas roszczenie z tytułu naruszenia dóbr osobistych (ochrona wizerunku).

Nagranie z rozmowy jako dowód przed sądem

Większy problem stanowi wykorzystanie zarejestrowanego z ukrycia nagrania podczas ewentualnej sprawy sądowej. Zasadnicze pytanie brzmi: czy sąd dopuści dowód z nagrania zarejestrowanego bez wiedzy i zgody osoby nagrywanej?

Nie jesteś bezbronny

Ważna jest świadomość, że lekarz nie jest bezbronny w sytuacji, gdy pada ofiarą nagrywania przez pacjenta. Nagrywanie lekarza przez pacjenta stanowi wyraźną demonstrację braku zaufania, co zgodnie z treścią ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, a także z Kodeksem Etyki Lekarskiej upoważnia lekarza do odmowy lub odstąpienia od leczenia.

Do góry