Powitanie

Szklana pokusa

Iwona Konarska

Small img 3400 jasniej opt

Iwona Konarska

Materiał telewizyjny o biegłych, którzy sporządzili opinię o poprawności leczenia ojca Zbigniewa Ziobry. Obiektywny, ale jeżeli biegli nie zgodzili się na ujawnienie wizerunku, ich zniekształcone głosy dobiegają jak ze studni, a twarze zapikslowane są jak na procesie. Dla wielu lekarzy ten obraz jest najlepszym dowodem na to, że kontakt z mediami zawsze zaskoczy. Źle zaskoczy. I unikają mediów bezwzględnie. Jednak pokusa jest duża, choć to nie te czasy, gdy cała rodzina zasiadała na kanapie, by wysłuchać wyciętego zdania, że należy myć ręce. Zdanie to było minifragmentem dłuższej wypowiedzi, w której pan profesor charakteryzował choroby brudnych rąk. Ale dziennikarze wycięli, co chcieli. Dzisiaj wystąpienie w mediach nie jest już tak ekscytujące, a poza tym okazje są coraz trudniejsze dla lekarzy. W tej sytuacji warto znać swoje obowiązki, ale i prawa, o czym pisze Krzysztof Izdebski w „Jak zostać gwiazdą mediów i nie zwariować”. Pamiętajmy o ochronie wizerunku i przepisie Kodeksu karnego odnoszącym się do ochrony miru domowego. Lekarze nie są bezbronni, gdy dziennikarz jest natarczywy lub zakłóca funkcjonowanie placówki. Po ich stronie jest także kilka znaczących wyroków sądowych, m.in. Sądu Apelacyjnego, że rozmówca nie musi się domyślać, że rozmowa z dziennikarzem jest jednoznaczna z opublikowaniem jego wizerunku. Z kolei Sąd Najwyższy podkreślił, że pozorne maskowanie twarzy osoby publicznej jest stygmatyzacją. Nie ochroną. Tak więc kontakty z mediami są prawnie opisane, istnieje także spore orzecznictwo. Możemy rozmawiać, ale po uzgodnieniu warunków.

Inna jest sytuacja, gdy mamy kryzys. A ten jest dla dziennikarzy najsmakowitszy. W takiej sytuacji nie uciekamy przed kamerą dość traumatycznym, szpitalnym korytarzem, nie barykadujemy się pomiędzy fotelem ginekologicznym a kozetką. Nie grozimy, nie krzyczymy. Mleko się rozlało. Jeśli szpital nie zadbał, by jedynym słusznym głosem była wypowiedź rzecznika prasowego, to trudno, trzeba rozmawiać. Byleby wypowiedzi były spójne. I jeśli, niestety, jest potrzeba, powiedzmy, że współczujemy…

Ale najfatalniej jest, gdy lekarz, który ma już status osoby medialnej (oznacza to, że jego komórka przekazywana jest swobodnie z rąk do rąk), dojdzie do wniosku, że zna się na wszystkim. Gdy ogarnie go syndrom Boga. Widziałam już kilka programów interwencyjnych, w których sławy medycyny chciały się tylko przejrzeć w ekranie telewizyjnym. Zdarza się też stawianie diagnozy na odległość (to w psychiatrii).

Szklana pokusa, jak każda pokusa, bywa początkiem końca.

Do góry