ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
MT: A jeśli chodzi o sferę werbalną?
T.S.: Lekarze często przypominają, że szczepienia są obowiązkowe – zwłaszcza podczas rozmowy z pacjentami, którzy mają wątpliwości dotyczące tej formy profilaktyki. Radziłbym stosować ten argument ostrożnie, bo jak pokazują badania, rodzice – zwłaszcza młodsi – źle reagują na to słowo. Uważają, że nałożenie na nich obowiązku szczepienia dzieci jest zabieraniem im wolności. Nie rozumieją, że to forma pewnej umowy społecznej, podobnie jak obowiązujący na drogach ruch prawostronny. Zamiast mówić o obowiązku, lepiej wytłumaczyć, dlaczego ważne jest, aby jak najwięcej dzieci zostało zaszczepionych.
MT: Rozmowa o szczepieniach nieuchronnie wiąże się z używaniem fachowej terminologii. Jak często po nią sięgać?
T.S.: Z moich badań wynika, że aż 80 proc. pacjentów nie rozumie terminu „szczepionka skojarzona”. A przecież w wakcynologii to podstawa! Dlatego im prostszy język, tym lepiej. I nie jest ważne wykształcenie rodziców. Pamiętajmy, że dla każdego wizyta u lekarza wiąże się ze stresem, pod wpływem którego może mieć problem ze zrozumieniem nawet pozornie łatwych kwestii.
Nie sugerujmy się też zasobnością portfela pacjenta – a niestety lekarzom zdarza się wpadać w pułapkę, która polega na oferowaniu szczepień zalecanych, płatnych, tylko rodzicom wyglądającym na zamożniejszych. To błąd. Choćby dlatego, że osoby lepiej sytuowane rzadziej wykupują swoim dzieciom szczepienia dodatkowe, co ustaliłem w swoich badaniach.
MT: Skąd wiemy, ile pacjent zrozumiał z naszej rozmowy?
T.S.: Temu służy podsumowanie wizyty. Warto na końcu powiedzieć: „A więc uzgodniliśmy, że szczepimy przeciwko…” i tu można zawiesić głos, żeby pacjent dokończył. Albo powiedzieć: „Plan na najbliższy miesiąc jest taki… (i pokrótce go opisać), zgadza się?”. Jeśli wciąż mamy poczucie, że nie wszystko jest zrozumiałe, dopytajmy, czy jeszcze coś trzeba wyjaśnić. Jeśli rodzic przyzna, że nadal czegoś nie rozumie, to udzielając odpowiedzi, doceńmy to, że jest z nami szczery. Tego rodzaju zachowanie sprawia, że pacjent czuje się zaopiekowany, co przekłada się na wzmocnienie zaufania.
MT: Trudno o budowanie zaufania, gdy w gabinecie pojawia się zadeklarowany przeciwnik szczepień i wymienia sto powodów, dla których – jego zdaniem – szczepionki są szkodliwe. Jak rozmawiać z takim pacjentem?
T.S.: Nie chcę powiedzieć, że jest on dla lekarza stracony, ale przekonywanie osoby przekonanej najczęściej sprowadza się do tego, że cała para idzie w gwizdek. W takim przypadku nie wystarczy godzina rozmowy ani tym bardziej kwadrans. Co można zrobić? Wziąć kilka głębszych oddechów i powiedzieć: „Moim zadaniem jest przekazanie podczas tej wizyty rzetelnych informacji na temat szczepień, proszę przez chwilę mnie posłuchać”. Ale najlepsze, co można zrobić, to zachować swój czas i energię dla osób niezdecydowanych, z wątpliwościami.
MT: Jak liczna jest to grupa?
T.S.: Około 75 proc. pacjentów. Dla porównania, tych całkowicie przekonanych jest ok. 20-25 proc., najwięcej wśród rodziców mających troje i więcej dzieci. Natężenie wątpliwości dotyczących szczepień i ich powody mogą być różne. Często pojawiają się przy pierwszym dziecku, kiedy rodzice obawiają się dosłownie o wszystko. W takiej sytuacji wystarczy okazać im zrozumienie i wytłumaczyć, po co szczepionki są stosowane. Częstym powodem lęków są informacje wyczytane w internecie. Jeśli mamy do czynienia z takim pacjentem, możemy zadać mu retoryczne pytanie: „Komu pan bardziej ufa – anonimowym wpisom w sieci czy mojej wiedzy i doświadczeniu?”. Zdarza się, że wątpliwości wynikają ze złych doświadczeń znajomych, rodziny lub sąsiadów. Wtedy możemy uspokoić rodziców, mówiąc, że każde dziecko jest inne i może inaczej zareagować na tę samą szczepionkę.
MT: Kiedy od setnego pacjenta lekarz słyszy to samo pytanie, np. czy rtęć w szczepionkach jest szkodliwa, trudno zachować cierpliwość. Jak sobie z tym poradzić?
T.S.: Niestety, to problem wpisany w ten zawód. Nie ma innego wyjścia, jak udzielić odpowiedzi w taki sposób, jakby się to robiło pierwszy raz. Bo przecież pacjent usłyszy naszą odpowiedź po raz pierwszy.
Bardziej niepokojące jest to, kiedy podczas drugiej lub trzeciej wizyty ten sam pacjent wciąż zadaje to samo pytanie. To oznacza, że powinniśmy zmienić nasz sposób komunikacji. Może warto powiedzieć to samo, ale prostszym językiem lub zapisać daną informację pacjentowi na kartce.
MT: Co musi się zmienić, byśmy mogli w przyszłości spokojniej rozmawiać na temat szczepień?
T.S.: Na pewno istnieje potrzeba zahamowania fali fałszywych (anty)szczepionkowych autorytetów, która przetacza się przez internet. Trzeba też poważnie pomyśleć o wyjęciu wakcynologii spod wyłącznej kurateli medycznej. Na podstawie rozmów z wieloma specjalistami w kraju i na świecie widzę, że lekarzom brakuje środków, by samodzielnie rozwiązać problem narastających wątpliwości względem szczepień. Tu jest miejsce dla wakcynologii społecznej, którą się zajmuję. Mówiąc w skrócie, jej rola polega na tym, by pacjenci lepiej rozumieli lekarzy, a lekarze pacjentów, bo ma to realne szanse przełożyć się na wzrost wzajemnego zaufania i wyszczepialności. Piszę o tym w publikacji „Społeczny kontekst szczepień. Wprowadzenie do wakcynologii społecznej i socjologii szczepień”, która stanowi podsumowanie wieloletnich badań postaw pacjentów i lekarzy wobec szczepień. Zawiera m.in. analizę mitów na temat tej formy profilaktyki i wskazówki, jak rozmawiać z pacjentami.