Prawo
Kukułcze jajo
Dr n. med. Marta Rorat
Zapraszamy do lektury tekstów w Dziale Prawnym. Oto problemy, które analizujemy:
• Zignorowano, nie rozpoznano, opóźniono – zabójcze słowa dla praktyki lekarskiej.
• Pacjentka u psychiatry. Mąż domaga się zaświadczenia o jej zdrowiu psychicznym.
• Małżonkowie? A to przepraszam – bez karty podatkowej.
• Amortyzacja na korzystniejszych zasadach.
Przykład i ostrzeżenie – niech tak będzie potraktowana ta historia
Sobotnia noc. Do gabinetu lekarza dyżurnego oddziału zakaźnego wbiega pielęgniarka i informuje o pilnej rozmowie. Przekazuje mu telefon. Dzwoni zdenerwowany lekarz oddziału ortopedycznego z odległego ok. 100 km szpitala powiatowego z prośbą o przyjęcie pacjentki, u której podejrzewa rozwój zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Według jego relacji u 40-letniej kobiety, przyjętej trzy dni wcześniej z powodu złamania szyjki kości udowej, od godzin porannych obserwowano narastające zaburzenia świadomości, gorączkę, kilkukrotne wymioty, sztywność karku i „prężenia”. Wyniki badań krwi wykazały bardzo wysokie wskaźniki stanu zapalnego. Do leczenia włączono Augmentin.
Stan pacjentki opisany przez lekarza ze szpitala powiatowego
Pacjentka była badana przez lekarza internistę, który zasugerował przekazanie jej do oddziału zakaźnego. Konsultujący lekarz tego oddziału przeprowadził telefonicznie szczegółowy wywiad z ortopedą odnośnie do stanu zdrowia kobiety (obecnego oraz chorób przewlekłych) i wyników badań dodatkowych. Polecił także wykonanie nakłucia lędźwiowego, zdjęcia klatki piersiowej, badania moczu, gazometrii i pobrania krwi na posiew, a także pilne podanie antybiotyków (ceftriaksonu i wankomycyny). Uzyskał informację, że pacjentka nie chorowała przewlekle, była w płytkim kontakcie, w pełni wydolna krążeniowo i oddechowo, z zachowaną diurezą, a laboratorium w szpitalu powiatowym nie wykonuje badania płynu mózgowo-rdzeniowego, brakuje również osoby, która umiałaby wykonać punkcję lędźwiową.
Pozbywanie się z oddziału trudnych i niewygodnych chorych to niestety zdarzająca się praktyka lekarzy w niektórych szpitalach. Niekiedy, aby przekazać pacjenta pod opiekę innego specjalisty, zdolni są do zatajenia kłopotliwych informacji, czasami wprost do kłamstwa, a nawet fałszowania dokumentacji medycznej. Praca na dyżurze to walka o przetrwanie nie tylko pacjenta, lecz również lekarza. Powodów uchylania się przed odpowiedzialnością za chorego jest wiele: od chęci uniknięcia ciężkiej pracy, poprzez niewiedzę, brak doświadczenia z trudnymi przypadkami, aż po obsesyjną obawę przed popełnieniem błędu. Jednak takie zdarzające się egoistyczne myślenie o własnym spokoju i wysiłek zmierzający jedynie do podrzucenia problemu komuś innemu może kosztować pacjenta życie, a dla lekarza oznaczać problemy prawne.