ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Powitanie
Pomroczność
Iwona Konarska
Szczególnie w sytuacjach gwałtownych, zagmatwanych trudno dojść, co tak naprawdę się wydarzyło. SOR, pacjent przytomny – pytamy. SOR, rodzina pacjenta – pytamy. Plączą się, kłamią, oszukują. Niestety, czasami z tego powodu, o czym pisze Radosław Drozd w „Sprowadził na siebie nieszczęście”, wszystko pójdzie źle i pacjent umiera. I wtedy lekarz może mieć prawie pewność, że rodzina będzie miała pretensje, które zaprowadzą wszystkich na salę sądową.
Im bardziej pacjent „sam sobie winien”, tym więcej pretensji ma do lekarzy.
Zdziwieni?
A przecież ta zasada obowiązuje także w życiu pozaszpitalnym. Źle wypełniony druczek – winny jest urzędnik, oblany egzamin – wykładowca jak dinozaur, rozmowa kwalifikacyjna nie po myśli – pracodawca jak kosmita. Ale to, co może przypominać życiową farsę, przestaje nią być, gdy pojawia się ryzyko śmierci.
Pacjent, tak jak każdy człowiek, wywołuje w nas emocje. Jeśli wszedł na cienki lód, złości nas jego głupota, jeśli wmawia, że to on nie uderzał głową w szybę, tylko szyba w niego, denerwuje nas prymitywne kłamstwo. „Sam sobie winien” – myślimy.
Ale w medycynie nie dzielimy pacjentów na tych szlachetnie poranionych i na ofiary własnej głupoty. Może czasami lepiej spojrzeć na chorego jak na historię choroby, do której trzeba zastosować nie tylko algorytm, ale i doświadczenie połączone z intuicją. Ocenę jego postępowania wziąć w nawias.
O tym wszystkim myślę w nastroju już przedwigilijnym.
Wyrozumiałość, spokój i profesjonalizm – nie zapominajmy, że są cennymi darami, które mamy.