ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Na ważny temat
Ochrona zdrowia jest coraz bardziej opresyjnym miejscem pracy
O pracy lekarzy rodzinnych w Polsce powiatowej z lek. Lidią Gądek, lekarzem rodzinnym w Dłużcu (Małopolska), członkinią sejmowej Komisji Zdrowia, rozmawia Monika Stelmach
MT: W Polsce brakuje około 10 tys. lekarzy rodzinnych. Największe niedobory są poza dużymi miastami. Według pani obserwacji, co najbardziej zniechęca lekarzy?
Lek. Lidia Gądek: W małych ośrodkach zdecydowanie trudniej zrobić specjalizację, ponieważ niewielkie placówki POZ mają marne szanse na akredytację potrzebną do szkolenia lekarzy. Przychodnia, w której pracuję, od roku próbuje zdobyć takie uprawnienia. Niestety wciąż zmieniające się kryteria uniemożliwiają nawet napisanie i złożenie wniosku.
Poza tym młodzi generalnie dość niechętnie wybierają specjalizację z medycyny rodzinnej, ponieważ przez ostatnie lata umocnił się pogląd, że specjalista to jednak specjalista, a lekarz rodzinny nie kojarzy się z prestiżem. Tę stosunkowo niewielką liczbę lekarzy rodzinnych, która wchodzi do ochrony zdrowia, połykają szpitale, kliniki i przychodnie w dużych miastach.
MT: Leczenie jest ukierunkowane na specjalistów.
L.G.: Z takim skutkiem, że pacjenci od progu mówią: mam kaszel, proszę mnie skierować do pulmonologa; mam nadciśnienie, chciałbym skierowanie do kardiologa. Gdybyśmy każdą z tych próśb spełniali bezkrytycznie, system opieki specjalistycznej zostałby sparaliżowany doszczętnie. Zapomnieliśmy, że lekarz rodzinny to również specjalista, często posiadający kilka specjalizacji. Musimy od nowa wypracować właściwą ścieżkę postępowania.
MT: Na czym miałyby polegać zmiany?
L.G.: W przypadku wielu chorób pacjent może być prowadzony przez lekarza rodzinnego, ale powinniśmy mieć większy dostęp do badań diagnostycznych. Weźmy przykład zawrotów głowy. Po wykluczeniu nadciśnienia i innych powodów krążeniowych lub endokrynologicznych trzeba wykonać badania obrazowe. Nie możemy jednak zlecić tego badania, tylko musimy wysłać pacjenta do specjalisty. Chory czeka na pierwszą wizytę wiele miesięcy tylko po to, żeby neurolog wypisał skierowanie na tomografię. Po czym znowu pacjent czeka w kolejce. Najczęściej wraca po kilku miesiącach do lekarza rodzinnego z wykluczeniem zmian neurologicznych albo diagnozą, z którą lekarz rodzinny poradziłby sobie bez pomocy neurologa. Przykłady można mnożyć.
MT: Programy pilotażowe POZ PLUS oraz POZ OK zakładają zwiększenie kompetencji lekarzy rodzinnych.
L.G.: Oba programy zakładają, że lekarz rodzinny będzie mógł skonsultować wątpliwości ze specjalistą, ale nie zwiększają dostępu do badań diagnostycznych. Byłoby dużo taniej i prościej, gdyby w niektórych przypadkach można było pominąć udział spec...
MT: Jaka jest więc realna rola lekarza rodzinnego?