Powitanie
Zdrowie a polityka
Iwona Konarska
Choć obywatele, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, zadeklarowali, że zdrowie jest dla nich najważniejsze, politycy bez przekonania podchodzą do tego tematu. Zapewne dlatego, że w tej sprawie trudno się różnić.
Każda partia chce, by obywatele żyli jak najdłużej. Tu nie ma jak w 500+ – ci dadzą, a tamci zapewniają, że nie zabiorą. I mówią, że jeszcze dorzucą. Do zdrowia nie da się dorzucić. Raczej można obywatelom zaproponować współpłacenie, a także podnieść wydatki z budżetu państwa na zdrowie. Tak czy siak, wszyscy musielibyśmy dopłacić. A czegoś takiego w Polsce być nie może. Ale i w ochronie zdrowia popularniejsze jest dzisiaj dawanie ryby niż wędki.
Zadłużenie szpitali. Nikt nawet nie szuka przyczyny. Lepsze są deklaracje, że będą pieniądze na długi.
Ponieważ trudno się różnić w populistycznych pomysłach na ochronę zdrowia, kto może (czytaj: ma władzę) zajmuje się mieszaniem w szklance nie do końca pełnej, bez cukru. Herbata od tego nie staje się słodsza.
Z największym smutkiem przeczytałam, że lekarze w ramach akcji „Narodowy Kryzys Zdrowia” domagają się europeizacji standardów. Że muszą się tego domagać. Z jednej strony przeprowadzają fantastyczne operacje, które opisujemy w cyklu Made in Poland, z drugiej strony uwikłani są w niedofinansowany i szarpany dziwnymi reorganizacjami system. Ostatnie, z których zadowoleni są chyba tylko twórcy, doprowadziły do zatkania SOR-ów (a miały je udrożnić). Kto jest winny? Oczywiście dyrektor szpitala, bo źle wprowadził genialny pomysł.
W tym całym chaosie pacjenci ustawiają się w coraz dłuższych kolejkach, a młodzi lekarze, w ramach happeningu, układają czarne worki pod resortem zdrowia. To musi być kraj bardzo zdrowych ludzi.