Powitanie
Sezonowość
Iwona Konarska
Przez cały listopad media uczą nas, jak sobie radzić z żałobą. To najprostszy trop na ten miesiąc. Ale przecież trzeba się czymś wyróżnić, więc padają również pytania o to, jak chcielibyśmy zaplanować własną śmierć i ogólnie jak byśmy sami po sobie płakali. Tak, często publikacje ocierają się o czarny humor. Ale przecież to wszystko w dobrej wierze, bo naprawdę przejście przez smutek związany z odejściem kogoś bliskiego bywa niemożliwe bez wsparcia osoby kompetentnej, obcej, która wcale nie będzie płakać razem z nami. Przyglądałam się temu ostatnio, gdy przyjaciółka opowiadała mi, jak ważne są dla niej rozmowy z psychologiem z hospicjum domowego, które opiekowało się jej mężem.
Pewnie nigdy ten psycholog się nie dowie, jak przyjaciółka powtarza jego słowa, jak się ich kurczowo trzyma, gdy czuje się tak, jakby ktoś przytrzymywał ją pod wodą.
Odwołuje się do tych spotkań z psychologiem w każdej niepewnej chwili.
Lekarze nie lubią sezonowości chorób – że jak listopad to depresja, a jak lipiec to czerniak, a przez całą jesień grypa. Tymczasem powinni z niej korzystać i nie narzekać, że o zdrowie trzeba dbać cały rok, a rozmawiać o kryzysie psychicznym nie tylko, gdy żółkną liście. Trudno, nic nie poradzimy, że właśnie teraz jest sezon na depresję.
Pacjenci oddają się rytuałom uspokajającego sprzątania grobów, spotykają się po miesiącach, nawet latach z rodziną. Jadą kilometry, by zobaczyć, że kamieniarz nie zdążył na czas. Wracają do swoich lekarzy rozedrgani, rozkojarzeni, smutni i zwyczajnie przeziębieni. Myślą nie tylko o sensie życia, ale i o wnuku, który już nie pamięta dziadka. I wreszcie czytają, słuchają, przesiąknięci są żałobą.
Nie brońmy się przed sezonowością chorób w mediach. I tylko uważnie obserwujmy tych, u których sezon na depresję trwa cały rok.
To oni najbardziej potrzebują pomocy.