ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Na ważny temat
Powinniśmy kształcić lekarzy przede wszystkim w dziedzinach podstawowych
O tym, dlaczego nie można bronić wąskich specjalizacji ani tworzyć kasty niby-lekarzy, z dr. n. med. Jerzym Friedigerem, dyrektorem Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, członkiem Prezydium NRL, rozmawia z Iwona Dudzik
MT: Zajął pan ostre stanowisko w sporze o to, czy należy zmniejszać liczbę specjalizacji. Popiera pan propozycję rezydentów przedstawioną w projekcie ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, by liczbę specjalizacji ograniczyć z 77 do 50.
Dr Jerzy Friediger: To jest zdanie od dawna reprezentowane przez Naczelną Radę Lekarską.
MT: Wielu profesorów podniosło argumenty, że w polskich warunkach osobne specjalizacje w dziedzinach takich jak hipertensjologia, diabetologia czy pediatria metaboliczna są konieczne.
J.F.: W polskich warunkach przede wszystkim musimy szanować kadrę medyczną. Nie rozpraszać specjalizacji, ale konsolidować. Oczywiście, lekarze powinni mieć możliwość dalszego rozwoju zawodowego, ale nie poprzez zrównanie znaczenia specjalizacji szerokich i wąskich. To bardzo złe rozwiązanie. Powoduje ono, że lekarze zamiast decydować się na sześcioletnią specjalizację z interny, wolą robić pięcioletnią z hipertensjologii i od razu być poszukiwanym specjalistą.
MT: Dlaczego tak decydują?
J.F.: Wąska specjalizacja jest łatwiejsza do zdobycia, a praca w takiej dziedzinie spokojniejsza. Za to interna, pediatria czy chirurgia ogólna to specjalizacje szerokie, wymagające, a egzamin z nich jest trudny. Dlatego obecny system jest zły.
MT: A jaki powinien być?
J.F.: Powinniśmy mieć 40-50 specjalności podstawowych, takich jak interna, chirurgia, okulistyka, neurologia czy pediatria. Reszta to byłyby specjalności szczegółowe i umiejętności, które można byłoby zrobić po uzyskaniu specjalizacji podstawowych.
Tak było jeszcze kilka lat temu. W tej chwili wszystko wrzucone jest do jednego worka, a pomysł ograniczenia liczby specjalizacji podstawowych nie może się przebić. Tak jest wygodniej dla wielu środowisk, które bronią małych specjalizacji jak niepodległości. Pod ich wpływem Ministerstwo Zdrowia oświadczyło, że liczba specjalizacji nie zmieni się. Uważam, że to poważny błąd, który można jeszcze naprawić. Naprawdę, nie ma czego bronić. Powinniśmy kształcić lekarzy przede wszystkim w dziedzinach podstawowych.
MT: Jak mniej specjalizacji wpłynie na lepsze funkcjonowanie ochrony zdrowia?
J.F.: Konsekwencją wąskich specjalizacji jest mnożenie osobnych oddziałów, poradni itp.
Ale czy potrzebujemy aż tylu np. gastrologów dziecięcych? Chciałbym, aby ci lekarze byli przede wszystkim specjalistami leczenia chorób dzieci i dopiero gdy już dobrze poznają pediatrię, wyspecjalizowali się i służyli swoją szczegółową wiedzą oraz doświadczeniem w węższej dziedzinie. Taki system ma sens. W tej chwili brakuje internistów, pediatrów, chirurgów ogólnych.