BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
W powiększeniu
Wysłano ich z motyką na koronawirusa
Iwona Dudzik
Lekarze chorują na COVID-19, zakażając się na oddziałach, w przychodniach i zakładach opiekuńczych. Niejasne przepisy odcinają ich od świata na długie tygodnie, pozostawiając bez wsparcia – medycznego, socjalnego, psychologicznego. Tak też się zdarza.
Kiedy polski lekarz zachoruje na COVID-19, państwo nie pomoże mu w szybkim powrocie do pracy i zdrowia. Często nawet potraktuje go gorzej niż każdego innego chorego. Brak jasnych zaleceń, niedobory środków ochrony indywidualnej i ciągłe zagrożenie ponownym zakażeniem, bo pacjenci podważają sens dystansu i noszenia maseczek – o tym mówią lekarze, którzy przechorowali COVID-19.
44-letni doktor Łukasz Goździewicz, 20 lat w zawodzie, 4 specjalizacje, żona i trójka dzieci, był jednym z pierwszych, którzy podczas pandemii koronawirusa w Polsce przekonali się, że lekarz może liczyć tylko na siebie.
W kwietniu media nazywały go bohaterem, bo nie opuścił swoich 80 pacjentów w zamkniętym przez sanepid ośrodku pielęgnacyjno-opiekuńczym w Kaliszu. Badał ich i leczył, jako jedyny lekarz, sam zresztą także chory. Obiecana przez wojewodę pomoc nie nadeszła. Po tygodniu, gdy gorączka osiągnęła 41°C i doktor nie mógł już wstać z łóżka, zakończyła się jego walka o pacjentów. Nieprzytomnego, z obustronnym zapaleniem płuc, karetka zabrała do szpitala jednoimiennego w Poznaniu. Podopiecznych zakładu ewakuowano.
Cierpienie doktora było tak duże, że prosił o podłączenie go do respiratora, by już nie być świadomym. Jakby tego było mało, w internecie jego dzieci znalazły fake newsa o śmierci taty. Ludzie zaczęli składać żonie lekarza kondolencje, dzieci płakały. – Trudno opisać, co przeżyliśmy. To był koszmar, który nas bardzo poturbował – mówi lekarz.
Doktor, jego żona i pracownicy musieli skonfrontować się z jeszcze jednym problemem: agresją otoczenia. – Ludzie bali się nas. W internecie zamieszczali napastliwe komentarze. Jedna z opiekunek nie mogła rano spokojnie pojechać do pracy, bo w jej samochodzie przebito opony – mówi dr Goździewicz.
Kiedy lekarz wyszedł ze szpitala, był tak rozczarowany i zrezygnowany, że myślał o zamknięciu zakładu pielęgnacyjnego, który sam założył, gdzie od 10 lat pracował i gdzie się zakaził. A nawet o rzuceniu zawodu.
Lekarz bez środków do życia
Doktor Goździewicz nie jest odosobnionym przykładem medyka, którego system zawiódł.
Michał, młody lekarz przed rezydenturą, znalazł się w izolacji bez środków do życia. Akurat 1 kwietnia zatrudnił się w szpitalu na kontrakcie. Kilka tygodni później podczas przesiewowych badań wykryto u niego zakażenie SARS-CoV-2. Tarcza antykryzy...