BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Ale zgryz
Fiskus liczy recepty
Dr n. med. Andrzej Baszkowski
Obietnice wyborcze stosunkowo łatwo można wprowadzić w życie w zakresie decyzji administracyjnych, przyjęcia ustaw (zwłaszcza nocą), przestawiania urzędników czy zmian organizacyjnych w różnych urzędach. Gorzej z obietnicami finansowymi. Tu trzeba mieć żywą gotówkę i muszą się zgadzać rachunki. Chociaż państwo ma lepiej niż każdy z nas w domu. Sejm może bowiem wyrazić zgodę na deficyt budżetowy, tzn. na wydatki wyższe, niż pozwalają na to zasoby finansowe. Spróbujcie taki numer zrobić w domku i odmówić płacenia jakiegoś podatku, rachunku czy składki na coś tam albo innej opłaty (a jest z czego wybierać). Naiwnością jest liczyć na wyrozumiałość któregoś z wierzycieli…
Państwu zatwierdzony deficyt może nie wystarczyć. Zresztą państwo bywa pazerne. Ostatnio prasa doniosła, że Ministerstwo Finansów przypomniało sobie o doktorach i zaleciło kontrolę w tym roku gabinetów lekarskich. Ministerstwo twierdzi, że lekarze ukrywają zyski. Ma na to dowody. Doktorzy wykazują małe dochody, a wypisują dużo recept. Przyjmuje się, że dochód lekarza to zapłata za wizytę. Fiskus ma inną teorię. Dochody lekarza wynikają nie z liczby przyjętych pacjentów, ale wypisanych recept. Ale na jednej wizycie pacjentowi można wypisać kilka recept… No i awantura. Budżet państwa to miliardy złotych, a tacy lekarze mogą nim zachwiać poprzez głupie recepty. Stomatolodzy wypisują ich niewiele. Sprawdzać więc recepty dentystów to dla fiskusa żaden interes. Ale można na przykład skontrolować, ile implantów w hurtowniach zamawia lekarz. Albo jakie zakupy robi w sklepach z materiałami. A w sklepach czekają nas pewnie podwyżki. No bo jak wszelkie sklepy obłoży się specjalnymi podatkami, to ktoś będzie musiał je zapłacić. Kto się założy, że to będziemy my?