Koniec z receptami pro auctore i pro familiae?
Kuriozalne przepisy Ministerstwa Zdrowia.
Ministerstwo Zdrowia chyłkiem wycofuje się z bubla prawnego. Ustawa wprowadzająca e-recepty nie przewiduje wypisania recept pro auctore i pro familiae. Lekarze, którzy tego nie wiedzieli, wrócili z apteki z kwitkiem, ponieważ takich recept apteka nie realizuje.
– Sytuacja jest kuriozalna. Do tej pory zazwyczaj leki dla siebie i swojej rodziny wypisywałem sam. Teraz, żeby dostać receptę, muszę iść do POZ – mówi Marcin Sobotka, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL.
Skala problemu jest ogromna – dotyczy 140 tys. lekarzy, ich rodzin, ale nie tylko. Także recepty ze 100-proc. odpłatnością muszą zawierać REGON i być rejestrowane. – Jako lekarze często stykamy się z prośbą od znajomych czy sąsiadów o wypisanie leków, bo zaczął boleć ząb albo właśnie skończyły się leki na nadciśnienie. Do tej pory nie robiliśmy problemów i pomagaliśmy. Teraz nie możemy. Musimy mieć działalność gospodarczą, zarejestrować wizytę, nabić na kasę, dopiero wtedy recepta będzie ważna. Nie wyobrażam sobie, bym mógł sąsiadom, którzy pukają wieczorem do drzwi, odmówić takiej pomocy i odsyłać ich na SOR albo do NPL – mówi Marcin Sobotka.
Jak dodaje, prawdopodobnie zamysłem Ministerstwa Zdrowia było uszczelnienie systemu podatkowego. – Kłopot w tym, że wszyscy na tym stracą, a nikt nie zyska. Lekarz nie będzie mógł pomóc bezinteresownie, a odesłani pacjenci trafią do kolejek.
Jak się dowiadujemy, Ministerstwo Zdrowia zorientowało się, że popełniło błąd i pospiesznie przygotowuje rozporządzenie, które ma go naprawić.