ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Albo prywatnie, albo na fundusz – pomysł trafił w próżnię?
Samorząd lekarski o inicjatywie Krzysztofa Bukiela
Propozycja Krzysztofa Bukiela, szefa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, wywołała lawinę komentarzy i głosów poparcia, ale czy także ze strony samorządu lekarskiego? – To prowokacja intelektualna do dyskusji, a nie projekt do realizacji – ocenia w rozmowie z podyplomie.pl Andrzej Cisło, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Burzę wywołał felieton Krzysztofa Bukiela, w którym autor przekonuje, że łączenie przez lekarzy pracy w obu sektorach – prywatnym i publicznym – uniemożliwia skuteczną naprawę publicznej ochrony zdrowia. – Istnieje bowiem niepisana zgoda większości zainteresowanych, aby obecny stan zachować. Tymi zainteresowanymi są nie tylko lekarze dorabiający w prywatnych placówkach. To także dyrektorzy szpitali i rządzący, którzy – dzięki temu „dorabianiu” – mogą „zaoszczędzić” poważne kwoty na wynagrodzeniach lekarskich w publicznym lecznictwie. To także – paradoksalnie – pacjenci, którzy wizytę w gabinecie prywatnym profesora, ordynatora lub specjalisty pracującego w szpitalu traktują jako „przepustkę” do szybszej, bezkolejkowej hospitalizacji – napisał Krzysztof Bukiel w medexpress.
Związkowiec zadaje także pytanie w związku ze sprawą Tomasza Grodzkiego: dlaczego profesor medycyny, kierownik kliniki i wybitny lekarz pracował – po godzinach pracy w klinice – w gabinecie prywatnym?
Odpowiedzią jest oświadczenie majątkowe innego senatora, profesora, kierownika kliniki i ordynatora. Wynika z niego, że profesor ów zarabiał miesięcznie ok 5,5 tys. złotych (nieco powyżej ówczesnej średniej krajowej) jako kierownik kliniki i ok. 90 tys. złotych jako właściciel gabinetu prywatnego.
W ocenie autora zakaz łączenia pracy w prywatnej i publicznej ochronie zdrowia prowadziłby do rzeczywistej naprawy publicznego lecznictwa, ale jednym z warunków musiałaby być realna wycena pracy lekarza w publicznych placówkach.
Choć nie brakuje entuzjastycznych komentarzy, a minister zdrowia Łukasz Szumowski zadeklarował gotowość do dialogu na ten temat, wiele wskazuje na to, że poparcie pomysłu przez Naczelną Radę Lekarską może być trudne.
Wiceprezs NRL Andrzej Cisło przekonuje, że praca lekarzy na wyłączność w sektorze publicznym musiałaby być rzetelnie wyceniona. Należy uwzględnić nie tylko utracone potencjalne zaroki w sektorze prywatnym, ale także rekompensatę ryzyka wypadnięcia z rynku komercyjnego. – Lekarz pracujący w sektorze publicznym może stracić taką pracę w wyniku konfliktu lub braku kontraktu placówki z NFZ. Może mieć kłopot z ponownym odnalezieniem się na coraz trudniejszym rynku – tłumaczy dr Cisło.
W jego ocenie gdyby rzetelnie wycenić pensje lekarzy, okaże się, że systemu na to nie stać.
Dodatkowym problemem jest to, że praca w sektorze publicznym oznacza dla lekarza często brak rozwoju. – W wielu specjanościach (np. w stomatologii) koszyk świadczeń gwarantowanych przez NFZ zapewnia tylko podstawowe świadczenia. Poradnie prywatne wykonują szerszy zakres usług i dają więsze możliwości rozwoju – dodaje Andrzej Cisło.
Poważną barierą jest też brak zaufania lekarzy wobec kolejnych zmian wprowadzanych przez władze. – System jest zbyt chwiejny, zbyt łatwo ulega podmuchom politycznym. Nie ma stabilności – tłumaczy wiceprezes Cisło. – Dlatego propozycja Krzysztofa Bukiela trafiła na razie trochę w próżnię – podsumowuje.