Lekarze rodzinni przeciwni zajmowaniu się pacjentami z podejrzeniem COVID-19

Resort ma plany, ale nie spytał zainteresowanych o zdanie

Od września zwiększy się rola lekarzy rodzinnych w walce z COVID-19. Nowością będzie to, że będą mogli po wywiadzie telefonicznym zlecić testy na koronawirusa. Lekarze rodzinni są jednak temu przeciwni.
– Jeśli lekarze rodzinni zaczną zajmować się pacjentami z COVID-19, zabraknie im czasu na pacjentów z innymi chorobami – mówi Monika Kowalska, rzecznik Porozumienia Zielonogórskiego. Jak podkreśla, obecnie działający system się sprawdza. Nie należy go zmieniać, tylko udoskonalać.
Przypomnijmy, że w tej chwili u osób z podejrzeniem zakażenia SARS-CoV-2 testy na koronawirusa są przeprowadzane na zlecenie sanepidu lub szpitala, do których to instytucji powinny zgłaszać się osoby z podejrzeniem zakażenia. Możliwości kierowania na badania nie mają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej.
Działający przy Ministerstwie Zdrowia zespół opracowujący strategię walki z drugą falą COVID-19 zarekomendował, by także lekarze rodzinni po przeprowadzeniu telefonicznego wywiadu i weryfikacji, czy u pacjenta mamy do czynienia z objawami zakażenia koronawirusem, mogli zlecić takie testy. Monika Kowalska podkreśla, że ta rekomendacja nie była konsultowana z lekarzami rodzinnymi.
Porozumienie Zielonogórskie spodziewa się, że zmiana spowoduje gwałtowny wzrost liczby zlecanych testów, a już obecnie do punktów testowania w wielu miastach ustawiają się kolejki. Jak mówią lekarze, do niektórych punktów drive thru trudno się dodzwonić. Zdarza się, że od momentu zgłoszenia do wykonania badania mija kilka dni, a kolejne – w oczekiwaniu na wynik.
Prawdopodobnie jeśli liczba pacjentów kierowanych do badań się zwiększy, czas oczekiwania na wynik także się wydłuży.
Lekarze zwracają też uwagę na fakt, że w czasie oczekiwania na wynik testu pacjent razem z rodziną powinien przebywać na kwarantannie. Tymczasem zwolnienie na czas kwarantanny może wydać tylko sanepid. Lekarz POZ może wystawić zwolnienie lekarskie tylko osobie chorej.
To oznacza, że konieczna jest zmiana niektórych przepisów.
A o tym na razie nie słychać. Jak podkreśla Monika Kowalska, na razie projekt nie został opublikowany, funkcjonuje jedynie na zasadzie prasowych doniesień, do których trudno się oficjalnie odnieść.

id