Trójmiejscy kardiochirurdzy szkolą kolegów w Rwandzie
W kraju do tej pory nie wykonywano operacji na otwartym sercu
Lekarze z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, szpitala klinicznego GUMed pomagają pacjentom w Kigali w Rwandzie. Misje to często jedyna szansa na ratunek dla pacjentów kardiologicznych. W kraju tym nie ma szpitala wykonującego operacje na otwartym sercu.
W obszernym wpisie na stronie internetowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego lekarze przypomnieli jak bardzo poziom medycyny w Rwandzie różni się od tego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni.
W naszej rzeczywistości angina jest zwyczajną chorobą, lek na nią znajdziemy w każdej aptece. Ponieważ jest dla nas tak oczywisty i powszechnie dostępny, zapominamy, jak poważne konsekwencje może przynieść jego brak. Na innej półkuli, w Rwandzie tych właśnie konsekwencji doświadczają na co dzień mieszkańcy tego kraju. Nieleczona, z powodu braku odpowiednich lekarstw, angina może doprowadzić do reumatycznej choroby serca (RHD), a ta z kolei do poważnych wad tego organu, które muszą być leczone chirurgiczne. Niestety Rwanda nie posiada programu operacji na otwartym sercu.
Polscy lekarze pracują za darmo
Troje lekarzy z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego: kardiochirurg dr Wojciech Karolak z Katedry i Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej GUMed oraz anestezjolodzy: lek. Monika Rosiński z Zakładu Kardioanestezjologii GUMed i kierownik jednostki prof. Romuald Lango zaangażowało się w misję, celem której jest pomoc w stworzeniu samodzielnej jednostki wykonującej operacje kardiochirurgiczne. Lekarze we współpracy z ze szpitalem w Dalhousie University w Halifaxie w Kanadzie szkolą personel medyczny, wykonując razem z nimi operacje. Inicjatywa funkcjonuje pod nazwą Canadian Rwanda Open Heart Project i jest całkowicie charytatywna – personel medyczny nie pobiera wynagrodzenia za swoje zaangażowanie i wykonywaną pracę. Przelot ekipy finansują katarskie linie lotnicze, a ponieważ misje mają wsparcie rządu Rwandy, nocleg w jej stolicy, Kigali, jest również za darmo. Pierwszy wyjazd, w którym wzięli udział lekarze z Polski, miał miejsce w maju 2023 r. W 5 dni przeprowadzono 7 operacji na otwartym sercu.
– Oczywiście im cięższe choroby serca, tym trudniejsza operacja i trudniejszy okres pooperacyjny. Początkowo założeniem misji było operowanie wady jednozastawkowej, jednak rzeczywistość okazała się inna i faktycznie musieliśmy operować pacjentów z chorobami dwóch, trzech zastawek i bardzo zaawansowaną niewydolnością krążenia. Takie zabiegi mają szanse powodzenia, tylko wtedy jeżeli operuje i prowadzi je doświadczony zespół – wiedzieliśmy, że to ich jedyna szansa na przeżycie, dlatego postanowiliśmy podjąć się tego wyzwania – opowiada prof. Romuald Lango.
Niespotykane stany choroby
W ręce lekarzy trafiali więc pacjenci z bardzo skomplikowanymi wadami serca. W Europie tego typu operacje wykonywane są na dużo wcześniejszym etapie rozwoju choroby, dlatego stopień zaawansowania danego schorzenia, z jakim musieli radzić sobie lekarze w Afryce, jest w naszym regionie już niespotykany.
– Operowaliśmy pacjentów w wieku od 19 do 39 roku życia. W Polsce 80% pacjentów kardiochirurgicznych to osoby w wieku starszym czy nawet podeszłym. Tutaj profil pacjentów był inny, jeżeli chodzi o wiek, ale też i choroby współistniejące, których na szczęście u młodych osób bardzo dużo nie występuje – podkreśla *prof. Lango. – Pod tym względem ich młodość przemawia na ich korzyść. Z kolei zaawansowana choroba serca powodowała, że to leczenie było trudne i bardzo wymagające. Na szczęście wszystkie operacje zakończyły się pomyślnie.
Jak wspomina dr Monika Rosiński, wśród pacjentów znalazła się m.in 19-latka, która nie przyznała się, że w wiosce pod opieką rodziny czeka na nią 5-miesięczne dziecko i okazało się, że zmaga się nie tylko z bólem pooperacyjnym, ale także z nadmiarem pokarmu.
– Udało się zorganizować laktator. Pacjenci byli niesamowicie wdzięczni, oni oraz ich rodziny nieustannie nam dziękowali – mówiła dr Rosiński.
Gdy zabrakło tlenu
Leczenie to nie byłoby możliwe bez odpowiedniego sprzętu, którego na miejscu brakowało. Część niezbędnego wyposażenia pochodzi z darowizn czy też rozmaitych zbiórek.
– Jadąc do Kigali, byliśmy niespokojni o to, co zastaniemy, jeżeli chodzi o sprzęt. Okazało się, że był problem z drobnym, oczywistym dla nas wyposażeniem, bez którego nie da się przeprowadzić operacji. Podczas jednej z poprzednich misji na sali operacyjnej zabrakło tlenu w czasie najważniejszej, zasadniczej części operacji z użyciem krążenia pozaustrojowego, gdzie tlen jest absolutnie niezbędny. Na szczęście była tam butla z tlenem, którą udało się tymczasowo podłączyć wystarczająco szybko, żeby pacjentowi nie stała się krzywda – wspomina prof. Romuald Lango.
Jak mówił profesor, w zakresie dużego sprzętu czy instalacji szpitalnych nie odnotowano problemów, poza chwilowym wyłączeniem energii elektrycznej. Lekarzom brakowało poczucia bezpieczeństwa związanego z terapiami, które tam były niedostępne, a z których w Polsce korzystają na co dzień.
– W kolejnych misjach ten niepokój będzie nam pewnie towarzyszył. Tutaj po prostu wszystko musi pójść dobrze, bo nie ma miejsca na żaden błąd, na żadne niepowodzenie – dodaje prof. Lango.
Lekarze spłacają dług
Na pytanie, dlaczego zaangażowali się w tę inicjatywę odpowiadają, że w ten sposób zwracają dług zaciągnięty niegdyś przez polskich lekarzy. Wtedy nasi medycy uczyli się od zachodnich kolegów, jak wykonywać operacje kardiochirurgiczne samodzielnie. Teraz mogą swoją wiedzę przekazać dalej. Taki wyjazd to też niesamowita przygoda. Leczenie osób w tak trudnej sytuacji w nieprzewidywalnych warunkach może nadać nowego sensu wykonywanej pracy. Świadomość, że udziela się pomocy pacjentom, którzy nie mają innej szansy na ratunek jest nie do przecenienia.
Kolejny wyjazd zaplanowany jest w październiku 2023 r. Wciąż można pomóc w jego organizacji poprzez wsparcie zbiórki internetowej.