Świat medycyny żegna Profesora Zbigniewa Lwa-Starowicza
Przypominamy wywiad z wybitnym Profesorem
„Był dla nas nie tylko ogromnym autorytetem w dziedzinie, ale również oddanym nauczycielem i mentorem dla wielu pokoleń seksuologów” – tymi słowami Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego oraz społeczność seksuologów zrzeszonych w Polskim Towarzystwie Seksuologicznym żegna zmarłego w piątek 13 września prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza. Słowa żalu wyrażają także lekarze, pacjenci oraz liczne instytucje, które współpracowały z Profesorem.
Prof. dr hab. n. med. Zbigniew Lew-Starowicz, wybitny polski seksuolog, psychiatra i psychoterapeuta, propagator edukacji seksualnej, a także wieloletni konsultant krajowy w dziedzinie seksuologii, zmarł w wieku 80 lat.
Był nie tylko wybitnym specjalistą, ale człowiekiem-legendą o ogromnych zasługach dla polskiej medycyny, który wywarł też wielki wpływ na polskie życie społeczne.
Urodził się 25 października 1943 roku w Sieradzu, tam ukończył liceum ogólnokształcące.
W 1966 ukończył medycynę na Wydziale Lekarskim Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Był też absolwentem filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1981 doktoryzował się z tematu związanego z seksuologią, a w 1986 uzyskał stopień doktora habilitowanego nauk medycznych ze specjalnością w zakresie psychiatrii. W 2015 otrzymał tytuł profesora nauk medycznych.
Zawodowo związany m.in. z Akademią Wychowania Fizycznego w Warszawie oraz z Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego.
Był założycielem i prezesem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. W latach 1995-1996 był ekspertem Ministerstwa Edukacji Narodowej w zakresie edukacji seksualnej, a w latach 1996-1998 liderem programu edukacji seksualnej Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Prof. Lew-Starowicz pozostawił po sobie wiele publikacji i książek. Był częstym gościem w najważniejszych mediach w kraju, na bieżąco komentując rzeczywistość. Od wielu lat prowadził własną rubrykę w czasopiśmie "Psychiatria po Dyplomie". Pojawiał się również na łamach „Medical Tribune”, udzielając wyjątkowych wywiadów. Niżej przypominamy jeden z nich, który ukazał się w 2014 roku.
– Od początku działalności zawodowej zawsze miałem kontakt z pacjentami, nigdy nie siedziałem za biurkiem – mówił w jednym z nich, zapytany o największy sukces. – Teraz wprawdzie przyjmuję trzy razy w tygodniu, ale kiedyś pracowałem tak przez cały tydzień, a więc diagnozowałem 50 osób tygodniowo. Jeśli pomnożyć tę liczbę przez lata pracy, są to tysiące pacjentów. To też daje niemałą satysfakcję – mówił w rozmowie przeprowadzonej przez Ryszarda Sterczyńskiego.
Mówił też o tym, jaki wpływ na jego życie ma fakt bycia najbardziej rozpoznawalnym seksuologiem w kraju.
– Na przykład wchodzę do lokalu, gdzie nie ma miejsc, ale zaraz się coś znajduje. Albo naprawiają mi samochód szybciej, niż zapowiadali. Kiedyś nie zapłaciłem mandatu, bo policjant mnie lubił i jedynie pogroził palcem. To naprawdę miłe, kiedy ludzie uśmiechają się do mnie – głównie kobiety. Niedawno w centrum handlowym ochroniarz chciał uścisnąć mi dłoń, dziękując, że mu pomogłem. To ułatwia życie. Jednak nie zawsze wzbudzam sympatię. Część osób patrzy na mnie wilkiem, głównie ze względu na moje poglądy, wykrzykuje, że niszczę polską rodzinę. Ale da się to przeżyć. Gorsze bywa obciążenie psychiczne i moralne, kiedy pacjent mówi: „Jak pan mi nie pomoże, to już nikt mnie nie uratuje”. Traktowanie mnie jak ostatniej deski ratunku nie jest luksusową sytuacją, bo wtedy ciąży na mnie, jako na lekarzu, olbrzymia odpowiedzialność. A niekiedy rzecz sprowadza się zaledwie do tego, że ktoś ma problemy i z żoną, i z kochanką, więc liczy na to, że kontakt ze mną pomoże mu wybrać właściwą partnerkę – mówił.