Absolwenci
Bohaterowie z tylnego fotela
Lek. med. Artur Drobniak
Portrety kierowników specjalizacji – kogo wspominać będziemy latami, a o kim chcemy zapomnieć.
Każdy specjalista wie, jak ważną osobą w trakcie szkolenia zawodowego jest kierownik specjalizacji. Na początku jest to jedynie nazwisko wpisane na pierwszej stronie karty szkolenia specjalizacyjnego. Z czasem podpis i pieczątka tej osoby powinny się pojawiać coraz częściej w dokumentach specjalizanta, „stemplując” jego rozwój zawodowy w wykonywanych procedurach oraz zaliczeniach. I właśnie takich lekarzy – kierowników specjalizacji – najbardziej cenimy, gdy na bieżąco monitorują rozwój zawodowy swoich podopiecznych, pomagają im w wypełnianiu licznych procedur i sprawdzają umiejętności teoretyczne.
Kierownik w przepisach
A kto może zostać kierownikiem specjalizacji? Jakie są prawa kierownika specjalizacji?
Określił to ustawodawca:
- kierownikiem specjalizacji może być lekarz specjalista w dziedzinie medycyny będącej przedmiotem specjalizacji lekarza, zatrudniony w jednostce akredytacyjnej, wyznaczony przez kierownika danej jednostki,
- kierownik specjalizacji oraz lekarz specjalista kierujący stażem kierunkowym mogą prowadzić specjalizację nie więcej niż trzech lekarzy, a w uzasadnionych potrzebami kadrowymi przypadkach za zgodą konsultanta krajowego – czterech lekarzy,
- kierownik specjalizacji jednocześnie może dodatkowo kierować stażem kierunkowym nie więcej niż dwóch lekarzy.
Kierownik specjalizacji poza prawami ma również obowiązki. Oficjalnie ma nadzorować kształcenie podyplomowe swojego podopiecznego zgodnie z harmonogramem, weryfikować jego wiedzę oraz powinien przekazywać własne doświadczenia adeptowi.
Kierownik w praktyce
Tak brzmi teoria, a jak wygląda życie? Na podstawie różnych docierających do Komisji Młodych Lekarzy informacji dotyczących kierowników specjalizacji podzielić ich można następująco:
Typ pierwszy – odpowiedzialny
Zaangażowany w proces dydaktyczny i narzucający swoje pomysły edukacyjne oraz pilnujący dokładnie terminów staży, wykonywanych procedur i zdobywanej wiedzy teoretycznej przez swoich podopiecznych.
Typ drugi – kreatywny
Wykorzystujący swoje doświadczenie i możliwości poprzez aktywną naukę i doradztwo, dający pole do indywidualnego rozwoju lekarzowi w zależności od konkretnych zainteresowań. Równocześnie przestrzegający minimum zawartego w planie szkolenia specjalizacyjnego.
Typ trzeci – olewający
Obserwujący z boku poczynania swoich podopiecznych bez wkładu emocjonalnego i technicznego w proces edukacji, na koniec od niechcenia podbijający zdobyte przez osamotnionego młodego lekarza procedury. I ostatni, należący do rzadkości, ale niestety istniejący,
Typ czwarty – wrogi
Kładzie kłody pod nogi, gardzi inicjatywami rozwoju zawodowego, często nie pozwala korzystać z obowiązkowych staży, przez co wydłuża się czas studiów specjalizacyjnych (w myśl zasady: „ja miałem źle, ty będziesz miał gorzej”).
Nie pieniądze, lecz osobowość
Przedstawione powyżej portrety kierowników specjalizacji są nieco przejaskrawione, niemniej fakt istnienia osób typu trzeciego i czwartego podważa sens obsadzania takich lekarzy na tym odpowiedzialnym miejscu. Mógłbym się skupić na dalszym krytykowaniu takiej postawy, ale… w przyszłości kierownicy specjalizacji będą świadomie bądź nieświadomie podglądać postępy swoich dawnych podopiecznych. I albo będzie ich rozpierać duma i doczekają się pomocy ze strony swoich dawnych uczniów, albo spotkają się z obojętnością lub niechęcią dawnych specjalizantów, a przykrość, której doświadczą, będzie niestety… zasłużona. Krzywda, którą świadomie lub przez zaniedbanie wyrządzili na etapie „obróbki” młodego lekarza, wróci do nich w nieoczekiwanym momencie.
Co oprócz widoków na przyszłość kierownicy specjalizacji za swoją odpowiedzialną pracę dostają w zamian? Tak naprawdę, poza szacunkiem i uznaniem swoich uczniów oraz codzienną pomocą w pracy klinicznej, nie otrzymują nic. Czy kierownicy specjalizacji powinni być wynagradzani z budżetu państwa? I wreszcie czy ewentualne wprowadzenie takiego wynagrodzenia zmobilizuje ich do aktywnego udziału w procesie szkolenia? Zdania są podzielone. Jeśli ktoś chce być mentorem, to wyegzekwuje od swoich podopiecznych wszystko, co najlepsze, i zmobilizuje do pracy nawet największych leni. Jeśli natomiast nie ma powołania, lepiej, by w ogóle nie zabierał się za pełnienie tej funkcji, bo może tylko storpedować ambicje i talenty młodego lekarza oraz nieodwołalnie negatywnie wpłynąć na jego dalszy rozwój zawodowy. Myślę, że wprowadzenie wsparcia finansowego, które zapewne w naszym kraju byłoby i tak symboliczne, niewiele by w tym aspekcie zmieniło.