Powitanie

Jestem zdziwiona

Iwona Konarska

– Wydaliśmy pierwszą zieloną kartę onkologiczną – triumfował minister Bartosz Arłukowicz. Słowa te padły w trakcie sporu z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego. Jakim miały być argumentem? Że karawana toczy się dalej. Że gabinety POZ są pozamykane, ale pakiet onkologiczny działa i wrzuca do systemu pierwszych chorych. Nota bene, ciekawe jaki jest status tych, których na badania wysłano w grudniu 2014 roku. Zostaną ustawieni na końcu onkologicznej kolejki, bo się z chorowaniem pospieszyli? Tak, wprowadzenie każdej nowej, szybkiej ścieżki zawsze działa jak walec – jednym przetrze drogę, innych wyrówna.

Kolejny dzień strajku – urzędnicy ogłaszają: wydano kilkadziesiąt zielonych kart. Wreszcie, na koniec sporu, mamy komunikat, że jest już trzysta zielonych kart. I co z tego? Jestem zdziwiona tym wyścigiem.

Kolejna odsłona. Jednego dnia sporu padają argumenty ostateczne – nie podpiszą kontraktu, muszą praktyki zakładać od nowa. I od nowa zbierać pacjentów. To nie jest niczyj kaprys, ale prawo, którego nagiąć się nie da. A już następnego dnia, gdy ultimatum nie pomogło, urzędnik resortu zdrowia nadal zaprasza do podpisywania kontraktów. Jak gdyby nigdy nic. No to właściwie jakie jest prawo i jak bardzo można je wyginać w wygodną akurat stronę?

Kolejna odsłona. Przedstawiciel ministerstwa zapewnia, że lekarz POZ ma tylko wystawić kartę (w domyśle – o co ten raban, po co im pieniądze, jak się niczego od nich nie wymaga). Tak w ogóle to ma przekazać pacjenta specjaliście. Nic więcej. Po bliższym przyjrzeniu okazało się, że wypisanie karty, taka sobie biurokracja niezajmująca umysłu, pochłania wiele cennego czasu, bo trzeba to robić ręcznie, a poza tym lekarza nikt nie wyręczy. No i jednak, żeby nabrać podejrzeń, należy zlecić badania. Takie jak się zlecało od lat.

Jestem zdziwiona – przecież to było oczywiste.

Jestem też zdziwiona stylem rozmowy, który jeszcze teraz, miesiąc później, pobrzmiewa. Szczególnie dotyczy to Rzecznika Praw Pacjenta, który swą rolę widzi jako podobną do tej, którą pełni każdy rzecznik praw konsumentów. Egzekwować prawa jak odszkodowanie za krzywy but. Miałam i mam nadzieję na mniej wojowniczości, a więcej prób edukacji pacjentów. Same skargi, ich liczba też w czasie strajku była licytowana, jak liczba wydanych kart, nie uzdrowią ochrony zdrowia.

Tyle moich zdziwień.

Do góry