Powitanie
Zignorować i zapomnieć
Iwona Konarska
Po co komu kontrole NIK w ochronie zdrowia? Odnoszę wrażenie, że pożytek z nich mają tylko dziennikarze, którym na talerzu podaje się statystyki i celne komentarze. Mamy tu wszystko, np. że na ortopedię próbuje się dostać 111 tys. pacjentów, a na zabieg czekają średnio 95 dni. „Raport NIK miażdży służbę zdrowia” – to ulubiony tytuł publikacji po kolejnej kontroli, a i zapewne pojawi się on znowu, bowiem NIK planuje sześć ogólnopolskich „nalotów” m.in. dotyczących problemu, czy poprawił się dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej oraz efektywność wykorzystania środków publicznych.
Odpowiedź na to pytanie wydaje się równie nieuchronna jak brak numerków w przychodni o świcie. Tyle że raporty przemijają, a wniosków specjalnych nikt nie wyciąga. Resort zdrowia natychmiast zaznacza, że się stara. Placówki wywołane do tablicy w najlepszym wypadku wdrażają plan naprawczy, który ma to do siebie, że pamięta się o nim przez trzy miesiące. Potem odpadają od niego kolejne elementy i znowu widać rdzę. Czasem tylko padają głosy, że NIK się nie zna, bo szpital to nie fabryka.
Podobnie przemijające i niepsujące humoru są listy Rzecznika Praw Obywatelskich. Napisane trudniejszym językiem, bez uderzających cyfr, nie budzą już tak wielkiego zainteresowania dziennikarzy. W tej sytuacji Ministerstwu Zdrowia łatwiej jest je zignorować.
Cały problem polega na tym, że bardzo trudno jest wyegzekwować realizację wniosków z kontroli, a choćby dyskusję nad nimi. Również wszyscy ważni, łącznie z RPO prof. Teresą Lipowicz, mogą tylko i aż prosić oraz apelować. Ostatnio spektakularny był widok, gdy autorytety przemawiały w sprawie pakietu onkologicznego do niemych drzwi na Miodowej.
Dlaczego tak jest? Dlaczego nie widzimy sensu w sporach merytorycznych? Dlaczego krytyka przyjmowana jest tak personalnie, a w jej odbiorze nie ma refleksji, że może po prostu poprawi i nasze efekty? No cóż, pycha kroczy przed upadkiem. Ale to nie pocieszy pacjentów.