Made in poland
Szansa w stymulacji nerwu błędnego
Alicja Giedroyć
Implantacja rozrusznika stymulującego nerw błędny to metoda leczenia pacjentów cierpiących na ciężką niewydolność serca, metoda wciąż znajdująca się w fazie badań. Dotychczas przeprowadzono na świecie ok. 300 takich zabiegów, w tym jeden w Polsce. Wykonali go lekarze Ośrodka Chorób Serca 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu (ryc. 1-3).
Ryc. 1. Po zakończeniu zabiegu. Od lewej stoją: Krzysztof Nowak, Renata Jabłońska, Elżbieta Sęktas, Piotr Król, Dariusz Jagielski, Zdzisław Falkiewicz, Dorota Janasz, Filip Klauza, Michael Freeland, Itzik Sinasi.
Ryc. 2. W trakcie zabiegu tuż przed podłączeniem elektrod do stymulatora. Od lewej stoją: Dariusz Jagielski, Piotr Król, Michael Freeland, Itzik Sinasi, Filip Klauza, Elżbieta Sęktas.
– W tej metodzie nie stymulujemy serca, tylko element układu nerwowego, który odpowiada za jego pracę – podkreśla prof. dr hab. med. Piotr Ponikowski, kierownik Kliniki Kardiologii 4.WSK. – To zupełna zmiana paradygmatu myślenia o niewydolności serca, coś, co zmienia historię naturalną tej choroby.
Zdaniem prof. Ponikowskiego sztuczne „poganianie” chorego serca okazało się fatalną koncepcją. Naukowcy wiążą natomiast spore nadzieje ze stymulacją nerwu błędnego, który kontroluje pracę serca, a także wpływa na procesy zapalne i immunologiczne.
Ta rewolucyjna koncepcja leczenia chorych z niewydolnością serca pojawiła się kilka lat temu i wciąż trwają badania, jak wpłynie ona na rokowania dotyczące nie tylko jakości, lecz także długości życia.
Zanim wrocławscy lekarze zdecydowali się na pierwszy zabieg, przeszli liczne szkolenia w zagranicznych ośrodkach. Kolejnym etapem było poszukiwanie odpowiedniego pacjenta. Precyzyjna kwalifikacja miała na celu wyłonienie chorego, u którego zabieg przyniósłby oczekiwany efekt przy maksymalnym wykluczeniu ryzyka. Pacjentka, której jako pierwszej w polskim ośrodku implantowano stymulator nerwu błędnego, to 68-letnia kobieta z niewydolnością serca i wszczepionym w przeszłości kardiowerterem-defibrylatorem serca.
– Do zabiegu kwalifikuje się osoby z ciężką niewydolnością serca, w co najmniej III klasie NYHA – wyjaśnia kardiolog, dr n. med. Adam Kołodziej. – Absolutnym przeciwwskazaniem jest natomiast migotanie przedsionków.
W zabiegu uczestniczyli kardiolog inwazyjny-elektrofizjolog i kardiochirurdzy. Kardiolog, dr n. med. Dariusz Jagielski tłumaczy, że taki zespół to konieczność, ponieważ implantacja – poza samym wszczepieniem stymulatora pod prawy obojczyk – odbywa się w dwóch etapach.
– Od strony technicznej wygląda to tak, że kardiolog umieszcza jedną elektrodę w prawej komorze serca z dostępu przez nakłucie żyły podobojczykowej – mówi dr Dariusz Jagielski. – Najtrudniejsza część zabiegu była zadaniem kardiochirurgów. Polegała na wypreparowaniu po prawej stronie szyi pacjenta nerwu błędnego, który ma ok. 2,5 mm średnicy. Następnie na przygotowany nerw zakłada się drugą specjalną elektrodę, którą przeprowadza się w dół z szyi w okolicę pod prawym obojczykiem. Ma ona formę „rękawa” obejmującego nerw, który trzeba jeszcze dopasować. Oczywiście z zachowaniem szczególnej ostrożności, by nie uszkodzić tego, co chcemy stymulować.
Obie elektrody zostają połączone w jeden system ze stymulatorem, który jest programowany do generowania impulsów elektrycznych o natężeniu indywidualnie określonym dla pacjenta. Dr Kołodziej podkreśla, że stymulator jest włączany około czterech tygodni po implantacji, a jego praca jest korygowana w celu zoptymalizowania działania. Konieczne jest do tego przynajmniej kilka spotkań z pacjentem.
Wrocławska pacjentka została wypisana do domu po trzydniowej hospitalizacji. Czuje się znakomicie, ale będzie pod stałą kilkuletnią obserwacją lekarzy, zapewne do końca życia. Tymczasem lekarze z 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu przygotowują się do kolejnych takich zabiegów. Według planu w ciągu półtora roku przeprowadzą ich jeszcze kilkanaście.