Bez reszty
In vitro
Dr Krzysztof Kuszewski
Sejm przyjął ustawę o in vitro. Zakończył się wieloletni okres braku zasad prawnych w tym zakresie w Polsce.
Chwała Bogu, że przez cały ten czas rodziły się polskie dzieci poczęte tą metodą.
Przedstawiano absurdalne teorie o bruździe czołowej, większej liczbie niedorozwojów umysłowych itp. Problem stał się dyskusją ideologiczną, a nie medyczną.
Niepłodność jest chorobą uznawaną przez WHO, a nie nieszczęściem. Jest jednak nieszczęściem dla rodziny, która nie może mieć dzieci. Ten problem narasta i będzie coraz większy w najbogatszych społeczeństwach. Dzieci rodzą się późno. Przyczyny leżą tu zarówno po stronie kobiet, bo coraz później decydują się na ciążę, jak i po stronie mężczyzn, których plemniki są coraz marniejsze. Dookoła jest więcej i więcej hormonów dodawanych do pasz, rtęci i innych metali ciężkich znajdujących się w oceanach na skutek działalności człowieka, a potem w rybach, które jemy. Tak, przyczyn jest wiele. Jednak nauki medyczne pozwalają jakoś to pokonać właśnie przez in vitro. Ale nagle okazało się, że to jest fatalne, zginęła gdzieś idea, aby rodziły się dzieci w rodzinach i w parach, które w sposób naturalny ich mieć nie mogą. Fatalne jest, że się rodzą. Nie można tego zrozumieć, gdyż dziecko to nowe życie i ogromne szczęście dla rodziny. Całej, bo wiem to jako dziadek czwórki wnuków.
Kiedy byłem młodym lekarzem na stażu w powiatowym szpitalu w Kołobrzegu, mój szef i ordynator, który z przyczyn światopoglądowych nie wykonywał przerwań ciąży, powiedział z wileńskim akcentem: „Kuliega zejdzie na izbę przyjęć i zbada pacjentkę, to jest stara pierwiastka – 21 lat!”. Podczas mojego długiego i pięknego zawodowego życia nastąpił skok o 20 lat. To jest postęp cywilizacyjny, kto może tego zabronić? Kto może zabronić mieć dzieci, skoro jest taka możliwość? Filozoficznie we wszystkich uznanych wielkich teoriach chęć przekazania swego DNA na dalsze pokolenia to najwyższa potrzeba człowieka, zresztą wszystkich organizmów żywych.
Co tu dalej pisać. Tak jest w przyrodzie. Kto jej zabroni?