Powitanie

Z doskoku

Iwona Konarska

Small img 3400 kolor  opt

Iwona Konarska

Jak podaje NIK, opisując swoje kolejne arcyciekawe analizy w ochronie zdrowia, zaledwie połowa wizyt odbywa się u wybranego przez pacjenta lekarza POZ.

NIK zainteresował się podstawową opieką zdrowotną i badaniami profilaktycznymi w tychże gabinetach zlecanymi, a raczej, zdaniem kontrolerów, ignorowanymi i omijanymi w rozmowie z pacjentem. Bo czasu brak, bo biurokracja, bo „dodatkowi” się tłoczą. Trudno się potem dziwić, że gdy obywatel dostaje zaproszenie na kolonoskopię wydrukowane na gustownym papierze NFZ, czuje się tak, jakby go w tramwaju zatrzymano bez biletu. Co to jest za łapanka! Gdyby badanie było potrzebne, toby mi „mój” lekarz zlecił. Gdybym się do niego dostał oczywiście. Albo poszedł w wyznaczonym terminie.

Pamiętam te wzruszające sceny sprzed ponad 20 lat, gdy ogłaszano, że każda rodzina będzie miała, jak nazwa wskazuje, swojego lekarza rodzinnego. Dzisiaj jest to szczęście nielicznych pacjentów, ale także lekarzy, bo miło jest znać „swoich chorych” i oceniać nie tylko ich ostatnie wyniki, ale także porównać je z przeszłymi. Przyczyny? Po pierwsze, zamieszanie z pediatrami, których przy okazji próbowano ustawić w sytuacji potrzebnych, ale nie za bardzo. Dotyczy to również geriatrów, których umieścić w systemie nie za bardzo umiemy. Po drugie, zdumiewającym sojusznikiem także tej wspomnianej na początku profilaktyki (ale i wrogiem!) okazały się wszelkiego rodzaju abonamenty. Nie ma dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych? Trudno. Polak potrafi. Pracodawca mu da w pakiecie albo on sam sobie wykupi. I tak pacjenci leczą się z doskoku – raz u rodzinnego, raz na abonament, raz w prywatnym gabinecie.

A ja w tej sytuacji życzę naszym Czytelnikom, by w 2016 roku jak najlepiej udawało im się te puzzle wyników, badań i diagnostyki złożyć w całość prowadzącą do wyleczenia. Przedtem do profilaktyki.

Do góry