Kraj
Trzebnica: Zniszczeni przez politykę
Alicja Giedroyć
Czy da się uratować szpital bez woli właściciela? Ponad 30 mln zł długu, marsze protestacyjne, groźba strajku pracowników, apele o pomoc finansową do pacjentów – oto sytuacja szpitala powiatowego im. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy, znanego głównie z pionierskich zabiegów replantacji i transplantacji kończyn. W przeciwieństwie do wielu innych lecznic podlegających samorządom placówka stoi na skraju bankructwa nie tylko z powodu zbyt niskich kontraktów z NFZ i permanentnego niedofinansowania. Trzebnicki szpital jest bowiem także ofiarą polityki, która w tym powiecie przybrała karykaturalną formę.
– Odszedłem, bo nie chciałem być dłużej elementem gry politycznej o władzę w powiecie ani firmować bierności decydentów – tłumaczy Piotr Dytko, który po 10 miesiącach złożył rezygnację z funkcji dyrektora. Mówi też o politycznym klinczu i paraliżu decyzyjnym w radzie powiatu, które uniemożliwiły mu działania naprawcze. A sytuacja, jaką zastał, była fatalna.
– Szpital był bankrutem i nie regulował niemal żadnych zobowiązań – wyjaśnia. – Efektem były egzekucje komornicze, zajęcie przez ZUS konta bankowego, dziesiątki wezwań do zapłaty i sądowych nakazów płatniczych oraz szereg innych problemów.
Dyrektor zlecił audyt szpitala i przygotował plan naprawczy. Jak podkreśla – doskonale współpracowało mu się z całym personelem, któremu zależy na ratowaniu placówki. Tej dobrej współpracy nie zakłóciła nawet głośna sprawa nieprzedłużenia umowy z chirurgiem Adamem Domanasiewiczem, która wywołała awanturę w mediach.
Wyniki audytu wskazały szereg spraw wymagających naprawy wewnątrz placówki, ale także pokazały bierność władz powiatowych poprzednich kadencji w ich rozwiązywaniu. Pomimo prawa nakazującego im reagowanie na generowaną przez szpital stratę finansową poprzez restrukturyzację lub pomoc finansową nie podjęto koniecznych działań. Okazuje się także, że zmiana władzy po wyborach samorządowych wiele nie wniosła. We wrześniu 2015 roku pojawiła się koncepcja konsolidacji trzebnickiego szpitala z Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym we Wrocławiu. Podpisano nawet list intencyjny. Kolejna propozycja ratowania placówki wyszła od burmistrza Trzebnicy, który zadeklarował jej przejęcie. Każda z tych koncepcji była warta rozważenia, ale też wymagała decyzji rady powiatu. A ta zajmowała się politycznymi awanturami. W powiecie rządzi albo PO, albo PiS (większość w radzie jest zmienna). W grudniu 2015 roku doszło do kuriozalnej sytuacji, gdy urzędowało dwóch starostów – jeden z PiS, drugi z PO. Zajmowali gabinety obok siebie i obaj uważali się za wybranych legalnie. Sesje rady przypominały raczej pole bitwy, a w takich warunkach nie było mowy o podejmowaniu decyzji w sprawie szpitala, choć obaj starostowie deklarowali wolę jego ratowania. Wtedy też ponad 200 pracowników szpitala wyszło na ulice. Na czele pochodu, który przemaszerował do siedziby starostwa, jechała trumna. Orkiestra grała marsz pogrzebowy.
– Szpital za kilka tygodni przestanie istnieć. Chcemy zaprotestować i prosić wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie – alarmował jeden z organizatorów protestu, ordynator oddziału pediatrycznego dr Henryk Szymański.
Protestujący domagali się m.in. od władz powiatu pokrycia straty za ubiegłe lata oraz poręczeń kredytów, które szpital musi zaciągnąć. Do pracowników szpitala wyszli obaj starostowie, wyjątkowo zgodnie twierdząc, że wiedzą, co robić, by placówka wyszła na prostą.
Tymczasowo pat ze starostami rozwiązał nowy wojewoda dolnośląski, który zakwestionował ważność jednej z uchwał o wyborze drugiego starosty. Tymczasowo – bo ta decyzja nie rozstrzyga o legalności wyboru pierwszego z nich. Ponadto obecny zarząd powiatu nie ma większości w radzie, więc wszystkie jego propozycje są torpedowane. Z punktu widzenia sytuacji szpitala pat więc trwa. Dzięki interwencji wojewody, który doprowadził do spotkania zwaśnionych polityków i podpisania porozumienia o współpracy w sprawie lecznicy, udało się jak dotąd tylko jedno – radni podjęli uchwałę o przekazaniu szpitalowi 2 mln zł na pokrycie straty za 2013 rok. Inne decyzje zostały odłożone. Pracownicy nie wierzą już, że władze powiatu potrafią uratować szpital. O pomoc zwrócili się do ministra zdrowia: „Rozwiązanie problemu przerasta możliwości Rady Powiatu” – napisali do ministra. „Nie oczekujemy, że Pan Minister przyjedzie do Trzebnicy z przysłowiową «walizką pieniędzy», bo to nie jest możliwe. Mamy opracowany szczegółowy program naprawczy naszego Szpitala, z którego wynika, że jest możliwe wyjście z problemów w oparciu o poręczenia finansowe i finansowaniu ze strony instytucji skarbu państwa. Zastosowanie poręczeń jest realną szansą dla wdrożenia programu naprawczego”.
Warto dodać, że mimo zamieszania właśnie w 2015 roku trzebnicki szpital przeszedł pomyślnie procedurę akredytacyjną i we wrześniu ubiegłego roku uzyskał certyfikat.