ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Opinie
Powrót do etosu zawodu
O zmianach systemowych, planach rozwoju POZ oraz odwróceniu znaczeń z ministrem zdrowia dr. n. med. Konstantym Radziwiłłem rozmawia Jerzy Dziekoński
MT: Kiedy z placówek ochrony zdrowia znikną tabliczki z napisem NFZ i jakie szyldy pojawią się w ich miejsce? Jaki to będzie miało wpływ na finansowanie ochrony zdrowia?
Dr Konstanty Radziwiłł: Obecny system ochrony zdrowia, jak i sam NFZ jako instytucja nie spełniają oczekiwań pacjentów. Dlatego przygotowujemy przepisy umożliwiające finansowanie ochrony zdrowia z budżetu państwa oraz likwidację NFZ – będą one gotowe nie wcześniej niż w połowie roku, natomiast likwidacja NFZ nie nastąpi wcześniej niż na początku 2018 roku. Proces przejścia z jednego systemu do drugiego musi potrwać i będziemy pilnować, by odbył się on bez utrudnień dla pacjentów.
Wprowadzenie nowych rozwiązań ma na celu uproszczenie finansowania. Państwo musi przejąć odpowiedzialność za organizację ochrony zdrowia. Dzisiaj NFZ często jest tylko biernym płatnikiem na wolnym rynku. Oczywiście same zmiany organizacyjne nie wystarczą, niezbędne jest zwiększenie finansowania, czego jednak nie da się wykonać z dnia na dzień.
MT: Składkę zdrowotną ma zastąpić nowy podatek. Czy taka zmiana będzie miała realny, pozytywny wpływ na jakość leczenia?
K.R.: Wszyscy obywatele, a nie tylko tzw. ubezpieczeni, powinni mieć równe prawo do korzystania z opieki zdrowotnej w publicznym systemie. To jest prawo zagwarantowane w konstytucji. Sytuacja, w której część Polaków jest pozbawiona tego prawa, jest krzyczącą niesprawiedliwością i dlatego składka zdrowotna powinna zniknąć.
Im większy, powszechniejszy dostęp do lekarza ma pacjent, tym szybciej nastąpi rozpoczęcie terapii, co przekłada się na jej powodzenie. Im później chory trafia do lekarza, np. dlatego że nie ma ubezpieczenia, tym większe potem koszty generuje jego leczenie dla całego systemu.
MT: Część ekonomistów podnosi argument, że odejście od modelu ubezpieczeniowego na rzecz modelu budżetowego może przynieść nie zwiększenie finansowania, lecz cięcia w ochronie zdrowia w obliczu kryzysu. Jaki jest pana kontrargument na taką tezę? Jakie są gwarancje, że po zmianach finansowanie wzrośnie?
K.R.: Słyszałem już zarzuty, że finansowanie budżetowe to powrót do PRL. Chciałbym zatem podkreślić, że taki system jest np. w Szwecji, Hiszpanii, we Włoszech, Wielkiej Brytanii i działa tam nieźle. Oczywiście ten kierunek musi być realizowany odpowiedzialnie. Już teraz należy zmierzać w kierunku wzrostu finansowania systemu ochrony zdrowia do około 6 proc. PKB, a nie cięć.
MT: Promuje pan określenie „służba zdrowia” w miejsce „ochrony zdrowia”. Dlaczego widzi pan potrzebę zmiany nomenklaturowej?
K.R.: Dziś mówimy nie o pacjencie czy o chorym, ale o świadczeniobiorcy, słyszymy o świadczeniodawcy, o procedurze, o nadwykonaniu, o limicie, o kontrakcie. To jest język, którego używanie mogę zaakceptować do pewnego stopnia w przepisach, ale jestem absolutnie przeciwny, by przenosić go na pole relacji lekarza z pacjentem. Ochrona zdrowia jest wszystkim tym, co wiąże się ze zdrowiem. Uważam jednak, że ludzie, którzy chorują, potrzebują kogoś, kto będzie gotów im służyć. Ta zmiana nomenklaturowa to jedno z działań, które należy podjąć, by powrócić do coraz częściej zapominanego dziś etosu zawodów medycznych, kreowanego także przez język.
MT: Dlaczego pana zdaniem samorządy muszą zachowywać większość udziałów w szpitalach przekształconych w spółki?
K.R.: Chciałbym podkreślić, że nie mamy zamiaru całkowitego zakazu przekształcania szpitali w spółki, ale zdecydowanie nie będziemy tworzyć zachęt do takich rozwiązań. Z kolei rzeczywiście tam, gdzie samorząd skomercjalizował już szpital bądź zamierza to zrobić, będzie zakaz sprzedaży większościowego udziału, aby zachować publiczny charakter placówki. To zapobiegnie wyzbywaniu się ich przez powiaty czy województwa, czyli totalnej prywatyzacji placówek medycznych. Chcemy zachować prymat misji nad zyskiem. Każdy ewentualny zysk musiałby być przeznaczony na działalność leczniczą.
MT: W jaki sposób MZ zamierza rozdzielić sektory publiczny i prywatny? Czy placówki publiczne będą miały pierwszeństwo w kontraktowaniu?
K.R.: Muszą one pełnić wiodącą rolę w systemie. Ale oczywiście, jeśli ze strony publicznej placówki nie będzie oferty na realizację danego zakresu usług medycznych, znajdzie się miejsce dla prywatnej, która spełni wymogi jakościowe. W krajach, gdzie systemy ochrony zdrowia działają dobrze, dominują jednak publiczne placówki albo działające non profit. Dziś system publiczny jest niewydolny. Z prywatnych usług korzysta wielu pacjentów, nawet ci, którzy są uprawnieni do bezpłatnych świadczeń. Gdyby lekarze przestali pracować w sektorze prywatnym, który niejednokrotnie jest ratunkiem dla niektórych pacjentów, runąłby cały system. Trzeba pamiętać, że prywatna ochrona zdrowia to odpowiedź na kolejki w systemie publicznym.
MT: Zapowiedział pan zmiany w zarobkach pracowników ochrony zdrowia.
K.R.: W mocy pozostaje porozumienie mojego poprzednika, zgodnie z którym wynagrodzenia pielęgniarek i położnych zatrudnionych u świadczeniodawców posiadających umowy o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej będą wzrastały o 400 zł przez cztery lata. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że za opiekę nad pacjentem odpowiada cały zespół profesjonalistów innych zawodów medycznych. Rozpoczęliśmy już rozmowy z ich przedstawicielami. Spotkania odbywają się w atmosferze wzajemnego zrozumienia i chęci wypracowania konsensusu. Uważamy, że regulacje finansowe powinny dotyczyć nie tylko pielęgniarek, ale objąć wszystkie zawody medyczne.
MT: Zapowiada pan również rozszerzenie pojęcia podstawowej opieki zdrowotnej.
K.R.: W ministerstwie trwają już prace nad ustawą o podstawowej opiece zdrowotnej, która ureguluje funkcjonowanie POZ. Nowe rozwiązania zostaną przedstawione w ciągu kilku miesięcy, na szczęście już teraz udaje nam się powracać do normalności, o czym świadczy fakt, że podstawowa opieka zdrowotna od 1 stycznia działa bez żadnych perturbacji. Spotykaliśmy się z przedstawicielami świadczeniodawców POZ, by wypracować odpowiednie rozwiązania i uniknąć sytuacji, którą pamiętamy choćby z przełomu lat 2014/2015.