W.B.:
System scentralizowany działał przed 1999 rokiem i został zmieniony, ponieważ się nie sprawdzał. W tym systemie rządzi urzędnik, któremu zawsze będzie bliżej do kolegi z tej samej opcji politycznej. Przerabialiśmy ten model przez wiele lat socjalizmu. Polegał on na tym, że szpitale starały się wyrwać dla siebie jak najwięcej, ale niekoniecznie konkurowały jakością świadczonych usług. Jeśli dyrektor miał dostęp do decydenta, to dostawał pieniądze na działanie. Natomiast wolny rynek wymusza jakość, pieniądze idą na konkretne zadania, które należy wykonywać sprawnie i na wysokim poziomie. Poza tym pieniędzy w ochronie zdrowia jest za mało. Każda złotówka wyłożona z prywatnego kapitału odciąża budżety państwa i samorządy. Inwestor, po pierwsze, wnosi kapitał na start, a potem wspólnie z zarządem zastanawia się nad dalszymi inwestycjami.


MT: Wolnorynkowym zasadom podlegają też płace lekarzy.


W.B.:
Lekarzy jest za mało, a niektórych specjalizacji dramatycznie mało, np. anestezjologów, więc mogą żądać wysokich stawek. Można oczywiście stworzyć widełki, ale ten system się nie sprawdza w sytuacji otwartego rynku pracy i możliwości wyjazdu za granicę. Na razie jednak nie wiadomo, czy jakieś regulacje w zarobkach lekarzy będą wprowadzone, chociaż MZ wielokrotnie zwracało na to uwagę.


MT: W niektórych szpitalach zamykane są oddziały z powodu braku lekarzy. Wydaje się, że obniżenie płac może jeszcze pogorszyć sytuację.


W.B.:
Lekarze dobrze wykształceni i doświadczeni przestali wyjeżdżać na Zachód. Wyjeżdżają głównie młodzi, co jest związane z utrudnieniami w zdobywaniu specjalizacji. Początek jest bardzo ciężki, ponieważ trudno o rezydenturę, płace na początku są niskie, dlatego młodzi wolą startować w krajach, gdzie jest to łatwiejsze. Młodych lekarzy w Polsce jest relatywnie mało. A przecież państwo ponosi koszty ich kształcenia. Mamy skostniały system działalności ochrony zdrowia, polegający na hierarchicznej strukturze: dyrektor, ordynator, zastępca ordynatora. To niemiecki model ochrony zdrowia, od którego jednak starają się odchodzić.


MT: Jaki jest alternatywny model?


W.B.:
Szpitale są sprofilowane, ale nie podzielone na tak małe kawałeczki jak poszczególne oddziały. Pacjentem zajmują się lekarze konsultanci w zależności od rodzaju choroby, która często wymaga leczenia przez kilku specjalistów. W tej sytuacji odpada rozbudowana hierarchia. Ten nowoczesny model prowadzenia szpitali próbował przeforsować prof. Zbigniew Religa. Rozbicie pewnych klanów i kanonów jest jednak bardzo trudne i jak dotąd nie udało się tego zrobić. Bez wątpienia polska ochrona zdrowia wymaga zmian. Obecnie proponowane są jednak cofaniem się do modeli, które już przerabialiśmy i się nie sprawdziły, zamiast wzorować na rozwiązaniach krajów, gdzie ochrona zdrowia działa dobrze, a pacjenci są zadowoleni. Nawet jeśli nie wszystko się udało, to zawracanie z drogi wolnego runku moim zdaniem jest błędem.

Do góry