Kraj

In vitro jednak nie dla Bydgoszczy?

Joanna Pluta

Minęło kilka miesięcy i wreszcie coś drgnęło w sprawie projektu refundowania przez samorząd Bydgoszczy zabiegów zapłodnienia metodą pozaustrojową, pilotowanego przez bydgoską Nowoczesną. Czy ratusz torpeduje pomysł?

Nowoczesna z inicjatywą stworzenia takiego projektu wyszła przed kilkoma miesiącami. To miała być odpowiedź na wygaszony z końcem czerwca tego roku rządowy program, który działał w Polsce od 2013 roku i miał obowiązywać do 2019 roku. Nowy rząd jednak postanowił go drastycznie skrócić. Program dofinansowywał trzy próby in vitro – każda to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Koniec programu dla wielu par oznacza koniec szans – niewiele par stać, by takie koszty pokryć z własnej kieszeni. W Kujawsko-Pomorskiem dzięki rządowemu programowi urodziło się ok. 160 dzieci.

Bydgoski poseł Nowoczesnej Michał Stasiński zaprosił do współpracy prof. Wiesława Szymańskiego, byłego konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie ginekologii i położnictwa, który stworzył projekt wsparcia dla bydgoskich par borykających się z niepłodnością. Zebrano 1400 podpisów pod obywatelskim projektem i w maju złożono go do urzędu miasta. W czerwcu miał trafić pod obrady bydgoskiej rady miasta, wcześniej do Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Ale tak się nie stało. Pod koniec lipca poseł dowiedział się, że projekt leży w zamrażarce.

Urzędnicy twierdzą, że nikt go nie wstrzymuje, jednak przewodniczący bydgoskiej rady miasta, lekarz, dr Zbigniew Sobociński mówił wówczas: – Jestem zwolennikiem metody in vitro. Jednak nie jestem przekonany, czy miasto powinno ponosić koszty związane z tą działalnością. Samorząd miasta nie powinien w tym zakresie wyręczać władz państwowych – powiedział.

Poseł odbił piłeczkę. – Art. 7 ustawy z 8 marca 1990 roku o samorządzie gminnym mówi o zaspokajaniu zbiorowych potrzeb wspólnoty jako zadaniu własnym gminy, wskazując sprawy uznane za takie w szczególności przez ustawodawcę. W katalogu znajdujemy m.in. ochronę zdrowia i wspieranie rodziny. Jeżeli zatem rada miasta uzna, że niepłodność jest problemem stanowiącym przedmiot sprawy publicznie ważnej, może in vitro finansować, nawet w całości.

Sprawa zrobiła się polityczna. Nowoczesna o sytuację obwiniła Platformę Obywatelską rządzącą w Bydgoszczy. Nie wiadomo, co spowodowało, że pod koniec sierpnia sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Bydgoska Platforma, m.in. przewodniczący Rady Miasta dr Sobociński, stwierdziła, że w stu procentach jest za tym, by ze środków miejskich finansować in vitro. Politycy zapowiedzieli, że chcą projekt Nowoczesnej wdrożyć jak najszybciej.

– Mamy kilka wątpliwości formalnych, ale będziemy się starali je eliminować, tak aby AOTMiT ich już nie miała – mówił poseł Paweł Olszewski, pełniący obowiązki szefa bydgoskiej PO. – Chcemy rozwiązać problem społeczny, który dotyka ok. 25 proc. par w Polsce. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, projekt zacznie być realizowany w 2017 roku.

Na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta decydowano o przekazaniu projektu do agencji. Radni PiS stwierdzili, że należy go od razu odrzucić, bo budzi wątpliwości natury moralnej. Ostatecznie jednak stosunkiem głosów 17 do 13 zdecydowano, że projekt trafi do agencji. Ta ma dwa miesiące na to, by go ocenić.

Do góry