Powitanie
Podejrzany smog
Iwona Konarska
Żyjemy w czasach takiego natężenia informacji, że dopiero czerwony smogowy alarm przebił się na pierwsze strony gazet. A przecież pamiętam, jak w poprzednich latach lekarze zapraszani do telewizji bardzo dokładnie i uczenie mówili, czym grozi zanieczyszczenie powietrza. No, ale wtedy nie było u nas gorzej niż w Pekinie. Poza tym temat jakoś nie chwycił. Powietrze, jakie jest, każdy czuł, a naukowe argumenty kojarzyły się z podręcznikiem, nie ze zdrowiem realnej osoby. Wszelkie niepokojące doniesienia interpretowano też jako ataki na biedny lud, który musi palić, czym popadnie. Najpierw komornik, potem „policja smogowa”. Porównywalne represje.
Teraz, kiedy już się dusimy, temat poszybował na czołówki gazet. A że jesteśmy mistrzami spraw ostatecznych, żeby pomóc mieszkańcom najbardziej zagrożonych miast pozamykano w nich szkoły i przedszkola (no, ale firm nie pozamykano, więc rodzice na pewno to docenili), wprowadzono też bezpłatną komunikację miejską (choć wiadomo, że proporcjonalnie to nie ona najbardziej truje np. w Rybniku). W maseczkę ubrano tylko warszawską Syrenkę. O konieczności ich noszenia w kryzysowych sytuacjach informacje są szczątkowe, bo to jednak jest jakieś wschodnie dziwactwo, a i jeszcze ktoś by na tym zarobił. Choć mamy normy bardzo liberalne – to, co u nas świeci na żółto, w innym państwie pulsowałoby na czerwono.
Popularna jest również teoria, że to temat zastępczy, mający odwrócić naszą uwagę od przejazdu wojsk amerykańskich…
Albo robota wroga zza miedzy – to głównie teorie burmistrzów miejscowości uzdrowiskowych, w których smog dusi.
Ciekawa jestem, jak potoczy się nasz alarm smogowy.
Czy przestanie istnieć, bo wiatr go rozwieje?
Czy będzie wracał jak dotychczas, jako temat, ale tylko w stanach alarmowych?
A może uchwalimy ustawę antysmogową?
W „The Crown” sugestywnie pokazano, co smog zrobił z Londynem w 1952 roku. Tam też zamiast działania długo było niedowierzanie i snucie teorii spiskowych. Ale po kilku latach uchwalono ustawę o czystym powietrzu. Czy tak będzie u nas? Mocno wątpię.